Czytelnia Sztuki

Było

Doświadczanie punktów. Nowy krajobraz śląski

Wystawa fotografii Anny Lorenc, Michała Łuczaka, Krzysztofa Szewczyka
Współpraca kuratorska: Ewelina Lasota

Wernisaż: 21.06.2018 (czwartek), godz. 18.00 | Wystawa: 22.06–05.08.2018

Czytelnia Sztuki |  ul. Dolnych Wałów 8a | Gliwice

PON: nieczynne | WT: 9.00–15.00 | ŚR: 9.00–16.00 | CZW: 10.00–16.00 | PT: 10.00–16.00 | SOB: 11.00–17.00 | ND: 11.00–16.00

W czwartek, 21 czerwca 2018 roku, o godzinie 18.00 w Czytelni Sztuki – Muzeum w Gliwicach odbędzie się otwarcie wystawy fotografii Anny Lorenc, Michała Łuczaka i Krzysztofa Szewczyka – Doświadczanie punktów. Nowy krajobraz śląski. Prezentowane prace są przykładem tego, jak artyści ulegają sile ciążenia miejsca, w którym mieszkają. Fotografowie dokumentują najbliższą okolicę i stawiają pytania: Co określa współczesny krajobraz aglomeracji górnośląskiej? Jak zaznacza się w nim działalność człowieka? W jaki sposób przyroda daje znać o sobie?

Patrzą od środka i podejmują grę z tym, co dla widzenia Górnego Śląska emblematyczne. W panoramę hut, kopalni, familoków wpisują nowe realizacje architektoniczne – stadion piłkarski, centrum konferencyjne, osiedle mieszkań deweloperskich. Dostrzegają zmiany w charakterze krajobrazu, który z terenów silnie eksploatowanych przez przemysł zmienia się w tereny zielone. Zatrzymują się w miejscach dobrze znanych – na hałdach, nad wyrobiskami – by sprawdzić, co nowego niosą procesy, które mimo wstrzymania wydobycia nadal w nich zachodzą. Artyści dociekają sensu krajobrazu w doświadczaniu go, w realnym byciu – po wielokroć wracają do interesujących ich miejsc, odbierają okolicę wrażeniowo.

Nie przedstawiają ludzi, lecz mimo to ich prace odzwierciedlają wpływ człowieka na otoczenie. Pokazują, jak żyje, z jakim rozmachem buduje i jaka jest jego relacja z ziemią. W końcu to od eksploatacji ukrytych w niej surowców rozpoczęła się transformacja krajobrazu – bycia w nim, nie tylko na powierzchni.

Anna Lorenc koncentruje się na architekturze miast poprzemysłowych, ekspansywności i skali nowego budownictwa. Jednocześnie zwraca uwagę na obecność miejsc przypominających peryferie na obszarach największych ośrodków aglomeracji górnośląskiej, w niedalekiej odległości od centrów. Michał Łuczak fotografuje pokopalniane hałdy – w Czerwionce-Leszczynach, Pszowie, Zabrzu. Skażony krajobraz na jego zdjęciach jednak nie jest jałowy. Fotograf uwidacznia jego dynamikę – gdyby zwałowiska pozostawić bez większej ingerencji człowieka, zadziała autorekultywacyjna siła przyrody. Proces ten dobitnie widać na fotografiach Krzysztofa Szewczyka, który dokumentuje Zespół przyrodniczo-krajobrazowy Żabie Doły. Teren ten, położony na granicy Bytomia, Chorzowa i Piekar Śląskich, niegdyś poddany intensywnej eksploatacji rud metali, mimo ponadnormatywnego zanieczyszczenia, od końca lat 90. jest miejscem spontanicznej wegetacji roślin i siedliskiem wielu gatunków zwierząt. To kontrapunkt dla obrazu „czarnego Śląska”, który na wystawie przywołują pojedyncze zdjęcia z kolekcji Muzeum w Gliwicach – Michała Cały, Jerzego Lewczyńskiego, Michała Sowińskiego.

Serie fotografii prezentowane w Czytelni Sztuki odnoszą się do konkretnych miejsc i sięgają ich kulturowego podglebia. Sprawiają, że możemy wyznaczyć punkty na mapie aglomeracji górnośląskiej. Tym jednak, co przede wszystkim łączy fotografie Anny Lorenc, Michała Łuczaka i Krzysztofa Szewczyka z mapami, jest stanowisko obserwatora – określony punkt widzenia, pozycja, z której artyści kreują obraz rzeczywistości.

O AUTORACH

Anna Lorenc – doktor sztuki, absolwentka projektowania graficznego na Akademii Sztuk Pięknych w Katowicach (dyplom w Pracowni fotografii oraz w Pracowni projektowania publikacji multimedialnych). Stypendystka Województwa Śląskiego (2002) i Marszałka Województwa Śląskiego w dziedzinie kultury (2007). W latach 2014–2016 prowadziła badania dotyczące strategii reprezentacji krajobrazu aglomeracji górnośląskiej w fotografii artystycznej, obejmujące okres od lat 70. XX w. do roku 2016. Interesują ją zagadnienia obrazowania krajobrazu zurbanizowanego i architektury w obszarze fotograficznego dokumentu subiektywnego. A ponadto zagadnienia (artystyczne i techniczne) fotografii obiektów w ruchu. Od 2009 roku prowadzi zajęcia z technik fotografowania oraz fotografii na kierunku Wzornictwo na rodzimej uczelni.

Anna Lorenc, Zabrze, z cyklu "W stronę centrum", 2014–2016

Michał Łuczak – członek kolektywu Sputnik Photos, doktorant Instytutu Twórczej Fotografii w Opawie (Czechy). Absolwent języka hiszpańskiego na Uniwersytecie Śląskim w Katowicach. Dokumentuje zmiany zachodzące na Górnym Śląsku oraz na terenach byłego Związku Radzieckiego. Laureat stypendium Młoda Polska, dzięki któremu powstała książka Brutal, polska Fotograficzna Publikacja roku 2013. Współpracuje z pisarzami i reporterami, czego efektem są książki – Koło miejsca/Elementarz zrealizowana wraz z Krzysztofem Siwczykiem (Czytelnia Sztuki, 2016) oraz 11.41 przygotowana z Filipem Springerem (2016). Nagradzany i wyróżniany, m.in.: Magnum Expression Award (Nowy Jork), MioPhotoAward (Osaka, Japonia), PDN Photo Annual (Nowy Jork), Prix Levallois (Francja).

Michał Łuczak, hałda Kopalni Węgla Kamiennego „Dębieńsko”, Czerwionka-Leszczyny, 2016

Krzysztof Szewczyk – ukończył fotografię w Instytucie Twórczej Fotografii w Opawie (Czechy), gdzie aktualnie przygotowuje pracę doktorską. Absolwent Instytutu Nauk Politycznych i Dziennikarstwa na Uniwersytecie Śląskim w Katowicach. Pracuje jako asystent w Pracowni fotografii Akademii Sztuk Pięknych w Katowicach. Fotograf niezależny, zajmuje się fotografią dokumentalną. Nagradzany w konkursach fotografii prasowej BZ WBK PRESS Foto Award, Newsweek Poland Photo Award. Uczestniczył w wystawach zbiorowych w kraju i za granicą. Interesuje go wielowymiarowy związek człowieka z krajobrazem.

Krzysztof Szewczyk, Zespół przyrodniczo-krajobrazowy Żabie Doły, z cyklu "Nowa dzikość", 2014–2017

Krzysztof Siwczyk. Mediany

Oprawa: broszurowa ze skrzydełkami
Format: 20,5 × 14,5 cm
Liczba stron: 48
Cena: 25 zł
Przesyłka listem poleconym: 10 zł

Wydanie I: kwiecień 2018
ISBN: 978-83-65614-16-2


Książka dostępna jest w sprzedaży w Czytelni Sztuki – Muzeum w Gliwicach (Willa Caro).
Zamówienia prosimy kierować na adres: redakcja@muzeum.gliwice.pl.

Wydawca: Wydawnictwo a5, Krystyna Krynicka i Ryszard Krynicki
Wsparcie: Muzeum w Gliwicach
Partner wydawnictwa: Czytelnia Sztuki
(więcej…)

Michał Szlaga. POLSKA

Kurator: Krzysztof Miękus

Wernisaż: 19.04.2018 (czwartek), godz. 18.00 | Wystawa: 20.04–03.06.2018

Czytelnia Sztuki |  ul. Dolnych Wałów 8a | Gliwice | Partner wystawy: Fundacja instytut Fotografii Fort

PON: nieczynne | WT: 9.00–15.00 | ŚR: 9.00–16.00 | CZW: 10.00–16.00 | PT: 10.00–16.00 | SOB: 11.00–17.00 | ND: 11.00–16.00

Wernisaż połączony z oprowadzaniem po wystawie przez fotografa Michała Szlagę. Zapraszamy! Wstęp wolny.

„Polska” jest efektem kilkunastu lat pracy Michała Szlagi. To tysiące zdjęć, które składają się na swoisty pamiętnik z podróży przez tytułową krainę – Polskę. „Michał Szlaga ogląda Polskę z perspektywy pociągu, z samochodu czy jako przechodzień – rzadko jest uczestnikiem zdarzeń, ale niemal zawsze potrafi podejść bardzo blisko tego, co go interesuje. Ta Polska jest słodko-gorzka: przaśna i kiczowata, ale zarazem autoironiczna lub pogrążona w refleksyjnej zadumie” – pisze kurator wystawy Krzysztof Miękus. Na pozór przypadkowe kadry układają się w spójny obraz kraju w trakcie przemiany. Na wystawie w Czytelni Sztuki zobaczymy około 300 zdjęć artysty.

Pierwsze powstały w 2004 roku, ostatnie w 2016. Niejako przy okazji, na marginesie zleceń dla prasy. To zdjęcia drogi. „Polska widziana z okien pociągu i samochodu wygląda kapitalnie. Siedzi się wygodnie jak na kanapie przed telewizorem, a przed oczami trwa seans. Tylko czasami zdarzają się nieplanowane postoje w miejscach, gdzie niekoniecznie chciałoby się zostać” – Michał Szlaga wyjaśnia w jednym z wywiadów dla „Gazety Wyborczej”. Artysta pokazuje Polskę bez retuszu. Jest w jego dokumencie miejsce i dla całujących się nastolatków, i dla bijących się dresiarzy. „Lubię obrazy, które są na granicy – jednocześnie przyjemne i niepokojące”.

Wszystkie prezentowane na wystawie zdjęcia zostały wykonane amatorskim, miniaturowym aparatem analogowym Olympus mju II, który mimo swojej prostoty, niskiej ceny i niewielkiej trwałości zyskał wśród fotografów status kultowego. Jest dyskretny, niepozorny, bardzo mały, a przede wszystkim zupełnie „niepoważny”, co sprawia, że fotografowi łatwo podejść z takim urządzeniem blisko ludzi. Szlaga w „Polsce” jest bez wątpienia trochę wścibskim podglądaczem, który przyłapuje swoich bohaterów w momentach, w których się tego najmniej spodziewają. Podpatruje i nas samych zachęca do obserwacji.

Wystawa zrealizowana we współpracy z Fundacją Instytut Fotografii Fort.

Michał Szlaga (1978) – absolwent oraz wykładowca ASP w Gdańsku. Zajmuje się fotografią i wideo. Dokumentuje polską rzeczywistość („Reality” / 2007; „Prostytutki” / 2010). Zasłynął projektem „Stocznia” zrealizowanym w latach 2000–2013, w ramach którego udokumentował ostatnie lata Stoczni Gdańskiej przed wyburzeniem. W 2016 roku prace z cyklu „Stocznia” trafiły do zbiorów paryskiego Centrum Pompidou. Od wielu lat współpracuje z prasą, publikował m.in. w takich tytułach, jak „Malemen”, „Przekrój”, „Newsweek Polska”, „Twój Styl” czy „Viva!”.

Wojciech Plewiński, reporter

Kurator: Wojciech Nowicki

Wernisaż: 26.01.2018 (piątek), godz. 18.00 | Wystawa: 27.01–24.03.2018

Czytelnia Sztuki |  ul. Dolnych Wałów 8a | Gliwice

PON: nieczynne | WT: 9.00–15.00 | ŚR: 9.00–16.00 | CZW: 10.00–16.00 | PT: 10.00–16.00 | SOB: 11.00–17.00 | ND: 11.00–16.00

Otwarcie wystawy połączone ze spotkaniem z Wojciechem Plewińskim. Rozmowę poprowadzą kurator Wojciech Nowicki oraz Grzegorz Krawczyk – szef Czytelni Sztuki. Start: godz. 18.00, 26.01.2018, wstęp wolny.

Wojciech Plewiński, urodzony w Warszawie, rocznik 1928, z wykształcenia jest architektem. Studia ukończył w Krakowie, dwa lata po uzyskaniu dyplomu rozpoczął trwającą do końca jego kariery zawodowej współpracę z „Przekrojem”. Współpracował także z „Tygodnikiem Powszechnym”, „Ziemią” czy „Polską”. Jednak część zdjęć prezentowanych na wystawie w Czytelni Sztuki powstała z prywatnej potrzeby. Wojciech Plewiński jest fotografem niezwykle wszechstronnym. Podczas swojej długiej kariery zasłynął jako portrecista, fotograf mody czy autor potężnej dokumentacji polskiego teatru. Jednak istotna część jego twórczości – dzieło reportażowe – częściowo umknęła szerszej publiczności. Obecna wystawa złożona zarówno z odbitek oryginalnych, jak i wykonanych współcześnie, stara się fotografa pokazać nieco inaczej niż dotąd: jako wybitnego dokumentalistę.

Na tle innych fotoreporterów tego okresu Wojciech Plewiński wyróżnia się ciepłym podejściem do swoich bohaterów. Opowiada w nich zazwyczaj małą historię, próżno tu szukać wielkich wydarzeń, politycznych masówek lat 50. czy 60., zdjęć ze zjazdów partyjnych czy strajków. Plewiński fotografuje twarze, sylwetki, obejścia i mieszkania, także własne życie. Po latach na plan pierwszy wysuwają się cykle zdjęć, które nie mogły się niegdyś ukazać, często były cenzurowane, pokazywały bowiem Polskę bez makijażu.

Wystawę otwierają mniej znane fotografie, świadectwo rodzenia się własnego spojrzenia na otaczający świat, zamykają zaś zdjęcia ostatnio wykonane, kolorowe notatki bez przeznaczenia. Pomiędzy nimi cała praca Wojciecha Plewińskiego, od początku lat 50. ubiegłego wieku do dziś, świadectwo żarliwego oglądania i zapisywania świata, z wiarą, że zapis może ten świat utrwalić. Cyfrowe archiwum fotografii Wojciecha Plewińskiego, opracowane przez Fundację Sztuk Wizualnych, dostępne jest na stronie: www.wojciechplewinski.com.

WYDARZENIE TOWARZYSZĄCE

Między słowem a obrazem. Warsztaty foto/reportażu
Prowadzenie: Michał Łuczak │ Filip Springer

24 lutego 2018 │ godz. 11.00–15.00

Warsztaty o tym, jak pracować z fotografią i tekstem, jak edytować własne materiały fotograficzne. Nawiązując do fotografii Wojciecha Plewińskiego, Michał Łuczak i Filip Springer wrócą do dawnych prasowych praktyk współpracy fotografa i reportera. Wraz z uczestnikami warsztatów sprawdzą, które z tych praktyk, mimo kryzysu prasy drukowanej, są dalej wartościowe i można je wykorzystać dziś, publikując swoje fotografie, na przykład, w internecie. Warsztaty skierowane do osób zainteresowanych dokumentem.

Liczba uczestników: 10–15 osób │ Koszt udziału: 100 zł/os. │ Zapisy: tel. 783 560 006

Francja (1962, Paryż), fot. Wojciech Plewiński

Francja (1962, Paryż), fot. Wojciech Plewiński

Ziemie Zachodnie (1957, wóz cygański), fot. Wojciech Plewiński

Ziemie Zachodnie (1957, wóz cygański), fot. Wojciech Plewiński

August Sander. Portrety 1910–1954

Kurator: Gabriele Conrath-Scholl | Współpraca: Jule Schaffer | Die Photographische Sammlung/SK Stiftung Kultur – August Sander Archiv, Köln

Wernisaż: 27.10.2017 (piątek), godz. 18.00 | Wystawa: 28.10–17.12.2017

UWAGA! Przedłużamy wystawę do 28.12.2017.

Czytelnia Sztuki | Gliwice | ul. Dolnych Wałów 8a

PON: nieczynne / WT: 9.00–15.00 / ŚR: 9.00–16.00 / CZW: 10.00–16.00 / PT: 10.00–16.00 / SOB: 11.00–17.00 / ND: 11.00–16.00
W dniach 23–26.12.2017 oraz 29.12.2017–01.01.2018 Czytelnia Sztuki będzie nieczynna. Za utrudnienia przepraszamy.

Godzina dla dziennikarzy i możliwość rozmowy z kuratorką: piątek, 27.10.2017, godz. 17.00–18.00


Stworzony przez Augusta Sandera (1876–1964) portret zbiorowy społeczeństwa niemieckiego należy do najwybitniejszych osiągnięć fotografii XX wieku. Sander fotografował przedstawicieli różnych warstw społecznych i zawodów – w typowych strojach, z charakterystycznymi atrybutami. Robotników, rzemieślników, artystów czy polityków przedstawiał w identyczny sposób: w ich codziennym otoczeniu, w miejscu pracy, czasem na neutralnym tle. Część fotografii wykonał podczas przypadkowych spotkań, na ulicy czy wiejskiej drodze. Interesowało go to, co indywidualne, ale i typowe. To, co ludzi różni, ale i to, co określa ich jako grupę.

August Sander: Cukiernik, 1928 © Die Photographische Sammlung/SK Stiftung Kultur – August Sander Archiv, Köln; VG Bild-Kunst, Bonn, 2017

August Sander: Cukiernik, 1928 © Die Photographische Sammlung/SK Stiftung Kultur – August Sander Archiv, Köln; VG Bild-Kunst, Bonn, 2017

Sekretarka radia zachodnioniemieckiego w Kolonii, 1931 © Die Photographische Sammlung/SK Stiftung Kultur – August Sander Archiv, Köln; VG Bild-Kunst, Bonn, 2017

August Sander: Pomocnik murarza, 1928 © Die Photographische Sammlung/SK Stiftung Kultur – August Sander Archiv, Köln; VG Bild-Kunst, Bonn, 2017


Portrety podpisywał krótko: sprzątaczka, cukiernik, filozof, malarz, żołnierz, sekretarka, pomocnik murarza… Chciał w ten sposób podkreślić uniwersalną stronę zdjęć. Sześćdziesiąt z nich opublikował w książce „Oblicze czasu” (Antlitz der Zeit), wydanej w 1929 roku. Miały ukazać prawdę o ludziach jego epoki – to, jak wyglądali, czym się zajmowali, jak żyli. I złożyć się na życiowy cykl zdjęć „Ludzie XX wieku” (Menschen des 20. Jahrhunderts). Koncepcja tego przedsięwzięcia zakładała podział zdjęć na 7 grup: „Rolnik”, „Rzemieślnik”, „Kobieta”, „Grupy społeczne i zawody”, „Artyści”, „Duże miasto” oraz „Ostatni ludzie”. Sander przyporządkował im 45 teczek, a całość miała obejmować około 500–600 fotografii. Większą część przedsięwzięcia fotograf zrealizował w ciągu ponad pięćdziesięcioletniej działalności artystycznej.

Po dojściu do władzy partii nazistowskiej w 1933 roku książkę „Oblicze czasu” wycofano z rynku, a klisze zniszczono. Powodu oficjalnie nie podano, lecz na trop naprowadzają same zdjęcia. Nie wszyscy modele Sandera pozostali anonimowi. Był wśród nich Otto Dix, malarz, którego twórczość w latach 30. była szykanowana przez władzę, czy Alois Lindner, Erich Mühsam i Guido Kopp – niemieccy działacze polityczni i anarchiści, których również nie minęły represje ze strony NSDAP.

Fotograf, choć zmuszony do zajęcia się tematyką neutralną – fotografią architektury i krajobrazu – nie zaprzestał jednak pracy nad swoich dziełem.

Ponad 100 fotografii prezentowanych w Czytelni Sztuki należy do najważniejszych zdjęć portretowych Sandera. Oryginalne negatywy ze zbiorów Die Photographische Sammlung/SK Stiftung Kultur – August Sander Archiv w Kolonii – partnera wystawy, posłużyły w latach 90. do wykonania odbitek i zrekonstruowania cyklu „Ludzie XX wieku”. Oprócz nich na gliwickiej wystawie znalazły się także powiększenia dotąd nieprezentowane, jak portrety synów premiera, bliźniaków Constantina i Wilhelma Bodenów, z 1936 roku. W zasobach Die Photographische Sammlung/SK Stiftung Kultur – August Sander Archiv w Kolonii znajduje się blisko 1800 negatywów Sandera. Duża część dorobku artysty (25 000–30 000 negatywów) została zniszczona podczas pożaru piwnicy jego kolońskiego mieszkania w 1946 roku.

Fotografie Augusta Sandera przedstawiają przekrój społeczeństwa niemieckiego w pierwszych dekadach XX wieku. Tworzą analityczny, ujednolicony formalnie obraz pewnej epoki. Zachęcają do refleksji nad zależnościami sztuki od polityki oraz jej alternatywnymi drogami rozwoju.

Organizator: Czytelnia Sztuki / Muzeum w Gliwicach
Partner: Die Photographische Sammlung/SK Stiftung Kultur – August Sander Archiv, Köln
Wystawie towarzyszą spotkania oraz projekcje filmów o Auguście Sanderze, realizowane we współpracy z Domem Norymberskim w Krakowie oraz Domem Współpracy Polsko-Niemieckiej (szczegóły wkrótce).
Projekt dofinansowany przez Fundację Współpracy Polsko-Niemieckiej.

WYKŁADY – FILMY – WARSZTATY


7 listopada–15 grudnia (środy i czwartki), godz. 9.00, 10.30, 12.00
Człowiek i jego rola. Portrety socjologiczne Augusta Sandera i Zofii Rydet

Zajęcia dla grup przedszkolnych (+ 5 lat) i szkolnych na wszystkich poziomach edukacyjnych. Koszt udziału – 1 zł od grupy. Ze względu na ograniczoną liczbę miejsc prosimy o zapisy pod numerem telefonu 783 560 006.

16 listopada, czwartek, godz. 12.00
Pokaz filmów w reżyserii Reinera Holzemera

August Sander. Ludzie XX wieku, dokument, 45 min (2002)
August Sander. Podróż na Sardynię, dokument, 26 min (2011)
Wstęp wolny, ze względu na ograniczoną liczbę miejsc prosimy o zapisy pod numerem telefonu 783 560 006.

Filmy opowiadają o życiu i dorobku fotograficznym Augusta Sandera (1876–1964). Pierwszy prezentuje jego największy cykl zdjęć Ludzie XX wieku, czyli zrealizowany w latach 1892–1954 portret zbiorowy społeczeństwa niemieckiego. Drugi został zainspirowany podróżą Augusta Sandera na Sardynię w 1927 r. Fotograf odbył ją w duecie z pisarzem Ludwigiem Matharem. Podczas podróży powstało kilkaset zdjęć, także kolorowych, które jednak nigdy nie doczekały się publikacji w planowanej przez nich książce. Przedstawione w filmie ukazują lokalny krajobraz, architekturę i mieszkańców wyspy, nim stała się ona celem wyjazdów turystycznych. Twórczość filmowa Reinera Holzemera prezentowana była m.in. na PHotoESPAÑA w Madrycie czy w Metropolitan Museum of Art w Nowym Jorku.

17 listopada, piątek, godz. 18.00
Oblicze czasu Augusta Sandera na tle historii fotografii

Wykład: Lech Lechowicz
Wstęp wolny

Kultowa książka Augusta Sandera Oblicze czasu wydana w 1929 r. miała ukazywać prawdę o ludziach jego epoki – to, jak wyglądali, czym się zajmowali, jak żyli. Po dojściu do władzy partii nazistowskiej w 1933 r. książkę wycofano z rynku, a klisze drukarskie zniszczono. Lech Lechowicz, historyk fotografii, wieloletni kustosz w Muzeum Sztuki w Łodzi oraz wykładowca łódzkiej Filmówki, omówi cykl zdjęć Sandera na tle nurtów światowej fotografii pierwszych dekad XX w., zwłaszcza tych, które dojrzewały w ojczyźnie fotografa, a także po sąsiedzku – w Polsce.

25 listopada, sobota, godz. 11.00–12.30
Ludzie XXI wieku – warsztaty fotografii portretowej

Prowadzenie warsztatów: Sebastian Michałuszek
Wiek uczestników: + 16 lat
Liczba uczestników: 15–20 osób
Koszt udziału – 1 zł od osoby. Ze względu na ograniczoną liczbę miejsc prosimy o zapisy pod numerem telefonu 783 560 006.

Jak w fotografii zaznaczają się różne sposoby życia, a jak to, co nas łączy i określa jako grupę? W jaki sposób powierzchowność mówi o tym, kim jesteśmy? Dyskusja o wpływie Augusta Sandera na portret fotograficzny oraz realizacja pod okiem prowadzącego serii portretów, symbolicznie i estetycznie nawiązujących do twórczości Sandera. Podczas warsztatów zostanie wykorzystany profesjonalny sprzęt fotograficzny, m.in. aparat, tło, oświetlenie. Uczestnicy nie muszą przynosić własnych aparatów. Warsztat prowadzony jest przez Sebastiana Michałuszka, gliwickiego fotografa i animatora kultury obrazu fotograficznego.

30 listopada, czwartek, 18.00
Pokaz filmów w reżyserii Reinera Holzemera

August Sander. Ludzie XX wieku, dokument, 45 min (2002)
August Sander. Podróż na Sardynię, dokument, 26 min (2011)
Wstęp wolny

Filmy opowiadają o życiu i dorobku fotograficznym Augusta Sandera (1876–1964). Pierwszy prezentuje jego największy cykl zdjęć Ludzie XX wieku, czyli zrealizowany w latach 1892–1954 portret zbiorowy społeczeństwa niemieckiego. Drugi został zainspirowany podróżą Augusta Sandera na Sardynię w 1927 r. Fotograf odbył ją w duecie z pisarzem Ludwigiem Matharem. Podczas podróży powstało kilkaset zdjęć, także kolorowych, które jednak nigdy nie doczekały się publikacji w planowanej przez nich książce. Przedstawione w filmie ukazują lokalny krajobraz, architekturę i mieszkańców wyspy, nim stała się ona celem wyjazdów turystycznych. Twórczość filmowa Reinera Holzemera prezentowana była m.in. na PHotoESPAÑA w Madrycie czy w Metropolitan Museum of Art w Nowym Jorku.

8 grudnia, piątek, godz. 18.00
Projekt Augusta Sandera a ówczesna fotografia etnograficzna i współczesna antropologia wizualna

Wykład: dr hab. Grażyna Kubica-Heller
Wstęp wolny

August Sander tworzył portrety przedstawicieli różnych warstw społecznych i zawodów – w typowych strojach, z charakterystycznymi atrybutami. Fotografiom nadawał rys obiektywizmu. Co utrwalone na zdjęciach ubiory, fryzury, gesty mówią o człowieku, o jego statusie ekonomicznym i sytuacji życiowej? Co o stereotypach? Dr hab. Grażyna Kubica-Heller, socjolożka, wykładowczyni UJ w Krakowie, zajmująca się także literaturą faktu, fotografią i filmem dokumentalnym, omówi związki fotografii Augusta Sandera z etnografią przełomu XIX i XX wieku oraz ze współczesną antropologią.

15 grudnia, piątek, godz. 18.00
Kiedy słyszę słowo „kultura”, odbezpieczam mój browning. Mocne polityczności wobec kultury w Niemczech u schyłku Republiki Weimarskiej

Wykład: dr Sebastian Rosenbaum
Wstęp wolny

Okres Republiki Weimarskiej, choć pełen napięć społecznych, był w historii Niemiec czasem błyskawicznego rozwoju. Berlin, ze swoim przemysłem filmowym, realizacjami architektonicznymi, agencjami prasowymi i fotograficznymi, stał się światową metropolią – mógł rywalizować z Nowym Jorkiem, Paryżem, Londynem. Wykonane przez Augusta Sandera fotografie przedstawiają nie tylko utrwalony porządek społeczny, ale także zmiany zachodzące w społeczeństwie niemieckim tamtego okresu. Dr Sebastian Rosenbaum, historyk, badacz historii stosunków polsko-niemieckich, zawodowo związany z IPN, omówi klimat polityczny w Niemczech w latach 20. i 30. XX w., ze szczególnym uwzględnieniem jego wpływu na kulturę.

Katarzyna Mirczak. Zwykłe rzeczy

Kurator: Wojciech Nowicki | Wernisaż: 21.09.2017 (czwartek), g. 18.00 | Wystawa: 22.09–20.10.2017

Czytelnia Sztuki | Gliwice | ul. Dolnych Wałów 8 a

Wystawa przeznaczona dla widzów dorosłych


Na zdjęciach Katarzyny Mirczak z cykli Znaki specjalne i Narzędzia zbrodni dominuje pojedynczy przedmiot, puste tło, biel papieru ukrytego za szybą, na nim preparat wydłubany z kontekstu i jakby zawieszony w bezczasie. Przedmioty są tu same dla siebie, same dla patrzącego, jak pojedyncze osobniki w entomologicznym zbiorze, dopiero kiedy na całość spojrzeć, na wszystkie ramy czy gabloty, widać na co się składają: na wycinkowy, ale jednolity obraz pewnego świata. Zdjęcia Mirczak można by nawet wziąć za zdjęcia produktów wykonane dla celów reklamowych, packshoty, najniższą formę istnienia w fotograficznym świecie, przedstawiające szynki za zadziwiająco niską cenę, koszyki owoców kiwi z nieodmiennie jednym owocem przekrojonym, złociste opakowania masła. Wszystkie te rzeczy przedstawione na zdjęciach mają się wydawać do życia niezbędne, połączone z ludzkim życiem nierozerwalną nicią; na białym tle zyskują rys oczywistości i wielką moc przekonywania. Poprzez zdjęcia stają się nareszcie, doskonale oczywiści, wyniesieni na ołtarz uwagi. Podobnie przedmioty na zdjęciach Mirczak: nagie i połyskliwe, najoczywistsze i nieprzeniknione jednocześnie.

Trzeba je dopowiedzieć: zużyta skakanka, obiekt po Kantorowsku biedny, o rączkach drewnianych, pomalowanych niegdyś białą farbą gruntową i ciemnozielonym lakierem, zwinięta jakby była nowa i nadal wabiła dziecięcy wzrok na sklepowej wystawie, jest jednym z nieprawdopodobnych, lecz zwyczajnych narzędzi zbrodni (z cyklu Narzędzia zbrodni): przedmiotów aż nazbyt zwykłych i niezauważalnych, by mogły posłużyć śmierci, gwałtowi, samobójstwu. Ona i pozostałe przedmioty wywołują to samo pytanie: do czego mogły się przyczynić łożyska kulkowe, albo pięć plastikowych kulek w naiwnie ostrych kolorach, trzy całe i dwie pęknięte, nanizane na cienki sznureczek? Łatwiej wyobrazić sobie krzywdę wyrządzoną czekanem, nawet tak idiotycznie strojnym, jak go ukazuje Mirczak na jednej z fotografii, z pękiem różnokolorowych wstążek. Znaki specjalne to królestwo biednego rysunku, gryzmołu, i dopiero kiedy doczytać się, że jego nośnikiem jest ludzka skóra wycięta i zanurzona w formalinie, budzi się myśl jak ostrzeżenie: trzeba być ostrożniejszym wobec świata.

Znaki specjalne i Narzędzia zbrodni łączy nie tylko sposób obrazowania, oszczędność przedstawienia. Najistotniejsze jest ukryte głębiej i dlatego tak silnie działa: to porzucenie centralnego punktu, człowieka i jego śmierci, dla fragmentu, dla skóry zanurzonej w słoju i delikatnie podbitej tłuszczem, dla błahych przyległości ludzkiego istnienia, kawałka szmaty, przedmiotu błahego, który uważnemu obserwatorowi okazuje się w swojej złowieszczej pełni. Mirczak skutecznie zachęca do uważnej lektury świata, odnajdowania dramatu, skażenia wszędzie; bo gdzie jest człowiek, jest i skażenie.

Wojciech Nowicki

Katarzyna Mirczak (1980), absolwentka Instytutu Archeologii UJ. W swojej pracy artystycznej wykorzystuje obiekty odnalezione w archiwach instytucji naukowych i medycznych, eksplorując zagadnienia związane z przemocą i śmiercią i wprowadzając elementy obcego języka wizualnego w pole sztuki współczesnej. Jej prace są często wystawiane w najistotniejszych dla sztuki i fotografii miejscach, jak choćby w Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie, Kunsthalle w Bratysławie, podczas festiwalu Rencontres d’Arles, podczas Paris Photo i AIPAD Photography Show w Nowym Jorku. Reprezentowana przez Eric Franck Fine Art, Londyn. Więcej: www.katarzynamirczak.com.


Przy okazji ekspozycji prac autorstwa Katarzyny Mirczak pod tytułem Zwykłe rzeczy, chcemy zwrócić uwagę na pewne tendencje, jakie napotkać można w sztuce współczesnej, charakteryzujące się fascynacją śmiercią, kalectwem, cierpieniem, odrzuceniem tego, co piękne i wzniosłe, gdyż utożsamiane z kiczem. Chcemy zapytać o dobro, piękno i prawdę, o ich obecność bądź permanentną nieobecność w obszarze sztuki współczesnej.


22.09.2017 (piątek) godz. 17.00: Zwykłe rzeczy, dobre rzeczy? – dyskusja o emancypacji działań artystycznych względem oceny etycznej. Zapraszamy do rozmowy, którą otwiera tekst Ewy Chudyby pod tytułem Na ratunek skakancepobierz plik .pdf

Komentarze uczestników dyskusji:

Dr hab. Beata Pituła, Dr Barbara Grzyb, Kolegium Nauk Społecznych i Filologii Obcych Politechnika Śląska – pobierz plik .pdf

Dr hab. Grażyna Osika, Katedra Stosowanych Nauk Społecznych Politechnika Śląska w Gliwicach – pobierz plik .pdf

Karolina Staszak, Redaktor naczelna Miesięcznika Arteon – pobierz plik .pdf

Dr Anna Waligóra-Huk, Kolegium Nauk Społecznych i Filologii Obcych Politechniki Śląskiej w Gliwicach – pobierz plik .pdf

Dr hab. Mariusz Wojewoda, Uniwersytet Śląski w Katowicach Instytut Filozofii – pobierz plik .pdf


Debata odbywa się pod patronatem Magazynu o sztuce Arteon

Nicholas Vaughan – „Wojna nerwów”

Zapraszamy na otwarcie wystawy Nicholasa Vaughana „Wojna nerwów” – w piątek, 1 września, o godzinie 18.00.

Prezentowane w Czytelni Sztuki prace Nicholasa Vaughana powstały w ramach programu rezydencyjnego realizowanego na Śląsku przez bytomską Kronikę. Rezydencja artystyczna, rozumiana zwykle jako podróż sprzyjająca kontaktowi z inną kulturą, w przypadku Nicholasa Vaughana była czymś więcej: powrotem do kultury własnej. Artysta odwiedził kraj pochodzenia swojego dziadka, który w czasie wojny wyjechał do Wielkiej Brytanii. Wykonał też zwrot w stronę historii fotografii polskiej, znajdując w niej wyobrażenie powojennego systemu, który sprawił, że jego rodzina pozostała na emigracji. Powstały: rysunki, fotografie, obiekty rzeźbiarskie.

W swoich pracach Vaughan eksploruje wizualne przejawy codzienności doby PRL. Szuka ich w zbiorze pamiątek rodzinnych, w którym zachował się klaser z zapałczanymi etykietami z lat 1945–1960. Sięga po fotografie Zofii Rydet z zasobów Muzeum w Gliwicach oraz Fundacji im. Zofii Rydet. Jej zdjęcia z „Zapisu socjologicznego” oraz zastosowana przez fotografkę technika fotokolażu stają się impulsem do stworzenia rysunków. Artysta wycina z fotografii wizerunki przedstawicieli różnych branż – pracowników sklepów, zakładów rzemieślniczych, biur, redakcji, kancelarii – i umieszcza je obok siebie. Kolaże odsłaniają wielość zawodowych umiejętności, stają w poprzek unifikującej wizji „robotnika”, powszechnej w dobie PRL. Barwy i czarny kontur rysunków wydobywają postacie, które na fotografiach Rydet wtapiają się w otocznie.

Prezentowane na wystawie obrazy nawarstwiają się, a media przenikają. To, co fikcyjne, mogłoby być prawdziwe. Artysta toczy grę z wyobraźnią.

Nicholas Vaughan (1977) – brytyjski artysta z polskimi korzeniami. Absolwent Wolverhampton University i Chelsea College of Art and Design. W swojej twórczości eksploruje obszar wspomnień i społecznych wyobrażeń na temat PRL. Jego prace były wystawiane m.in. w The Corner House Gallery w Manchesterze, Polskim Ośrodku Społeczno-Kulturalnym w Londynie oraz w londyńskiej The Hundred Years Gallery. Nominowany m.in. do Clapham Art Prize (2012) i Derwent Drawing Prize (2013). Więcej: www.nickvaughan.org.

Kronika od 2006 roku prowadzi program rezydencyjny w Bytomiu. Rezydenci na różne sposoby uczestniczą w życiu instytucji: realizując nowe projekty artystyczne, organizując wykłady, warsztaty, poddając pod dyskusję dotychczasowe strategie jej działania, publikując teksty, emitując audycje radiowe itp. Celem programu jest włączenie rezydentów w stale przebiegający proces poszukiwania nowego modelu funkcjonowania dla Kroniki, jak również zaznajomienie gości z zewnątrz ze specyfiką regionu śląskiego, niegdyś jednego z kluczowych ogniw komunistycznej gospodarki, dziś miejsca dotkniętego traumą ekonomicznych i społecznych transformacji. W ramach programu Kronika współpracuje z innymi instytucjami kultury, w tym z Czytelnią Sztuki.

Wernisaż: 01.09.2017 (piątek), g. 18.00
Wystawa: 02–17.09.2017 | Czytelnia Sztuki | Gliwice | ul. Dolnych Wałów 8a
Nicholas Vaughan, „Bazaar Business Booming” 2017, rysunek oraz kolaż wykonany ze zdjęć Zofii Rydet (z archiwum cyfrowego: www.zofiarydet.com)

Program wydarzeń towarzyszących

2 września (sobota), godz. 11.00–13.00

Kolaż 3D inspirowany fotografiami Zofii Rydet – warsztaty

Uczestnicy: dorośli i dzieci powyżej 10 roku życia
Willa Caro, ul. Dolnych Wałów 8a, Gliwice
Koszt udziału w zajęciach: 1 zł/osoba
Zapisy: tel. 783560006, od poniedziałku do piątku, w godz. 9.00–16.00

Czy zdjęcie można zamienić w kompozycję rzeźbiarską? Podczas warsztatu plastycznego z Nicholasem Vaughanem uczestnicy poznają tajniki łączenia różnych mediów – fotografii, rysunków, drobnych obiektów. Przestrzenna struktura kolażu 3D pozwoli ożywić płaski obraz i uwypuklić jego najważniejsze elementy. Może będzie to ubiór sfotografowanej osoby, a może przedmiot znajdujący się w jej otoczeniu? Podczas zajęć wykorzystane zostaną fotografie Zofii Rydet z cyklu „Zapis socjologiczny”, pochodzące z archiwum cyfrowego Fundacji im. Zofii Rydet (www.zofiarydet.com). Cykl tworzą wizerunki mieszkańców wsi i miast, powstałe w różnych rejonach Polski, w latach 1978–1990.

2 września (sobota), godz. 15.00–17.00

Network event

Uczestnicy: artyści i animatorzy kultury w każdym wieku
Willa Caro, ul. Dolnych Wałów 8a, Gliwice
Nicholas Vaughan, Czytelnia Sztuki i Kronika zapraszają artystów i animatorów kultury działających lokalnie do udziału w spotkaniu, którego celem jest wymiana doświadczeń, rozmowa o możliwościach pracy twórczej w Polsce i za granicą. Założeniem jest budowanie relacji i zacieśnienie sieci współpracy. Nie bez powodu spotkanie odbędzie się po południu, w porze tea time. Wydarzenie jest połączone z poczęstunkiem przygotowanym przez Nicholasa Vaughana.

Jeszcze książka nie zginęła!

Znamy laureatów 12. edycji Nagrody Literackiej GDYNIA

Krzysztof Siwczyk, Michał Sobol, Salcia Hałas i tłumacz Ryszard Engelking zostali laureatami tegorocznej – dwunastej – edycji Nagrody Literackiej GDYNIA. Laureatów ogłoszono w sobotę podczas uroczystej gali w Muzeum Emigracji w Gdyni.

Decyzją Kapituły Nagroda Literacka GDYNIA 2017 trafiła w ręce czworga spośród dwudziestu nominowanych. W kategorii eseistyka otrzymał ją Krzysztof Siwczyk za esej „Koło miejsca/Elementarz” (Muzeum w Gliwicach). W kategorii poezja uhonorowano Michała Sobola za tom poetycki „Schrony” (Wydawnictwo Nisza, Warszawa). W kategorii proza Nagrodę wręczono Salci Hałas za powieść „Pieczeń dla Amfy” (Wydawnictwo MUZA S.A., Warszawa). W kategorii przekład na język polski Nagroda przypadła Ryszardowi Engelkingowi za nowe tłumaczenie „Szkoły uczuć” Gustave’a Flauberta (Wydawnictwo Sic!, Warszawa).

Książka „Koło miejsca/Elementarz” Krzysztofa Siwczyka i Michała Łuczaka zainspirowana i wydana przez Czytelnię Sztuki – Muzeum w Gliwicach nominowana do prestiżowej Nagrody Literackiej GDYNIA w kategorii esej.

Kapituła 12. edycji Nagrody Literackiej GDYNIA wyłoniła nominowanych w czterech kategoriach: eseistyka, poezja, proza, przekład na język polski. Nominacje zostały ogłoszone 18 maja 2017 roku, podczas pierwszego dnia Warszawskich Targów Książki.

Kapitule Nagrody Literackiej GDYNIA przewodniczył prof. Agata Bielik-Robson. Do konkursu zgłoszono 434 tytuły wpisujące się w poszczególne kategorie: eseistyka – 81, poezja – 182, proza – 111, przekład – 60. Spośród nadesłanych zgłoszeń członkowie Kapituły wybrali 20 najlepszych książek wydanych w 2016 roku, po pięć w każdej z kategorii.

Książek nadesłanych było jak zwykle mnóstwo, ale po kilkukrotnych naradach udało nam się w końcu wybrać nominowaną dwudziestkę – komentuje przewodnicząca Kapituły prof. Agata Bielik-Robson. W kategorii eseju zdecydowaliśmy się – jak zwykle zresztą – na szeroki wybór różnych gatunków: od eseju akademickiego (Muskała, Kotliński), przez filozoficzny (Musiał) po literacki (Siwczyk, Łubieński). Tu, jak co roku, selekcja okazuje się trudnym zadaniem, bo dobrych książek jest bardzo wiele: polszczyzna eseistyczna staje się coraz lepsza, coraz bardziej pewna siebie językowo.

Nagroda Literacka GDYNIA, dzięki swojej niespotykanej dotąd formule równorzędnego wyróżniania poetów, prozaików, eseistów oraz tłumaczy, szybko stała się ważnym i unikalnym wydarzeniem w polskim środowisku literackim. Pośród tak popularnych i nagradzanych autorów jak Wiesław MYŚLIWSKI czy Andrzej STASIUK, w gronie nominowanych oraz laureatów GDYNI regularnie i licznie pojawiają się także przedstawiciele młodego pokolenia (m.in. Justyna BARGIELSKA, Michał WITKOWSKI) czy też pisarze bardzo niszowi – prof. Marian PANKOWSKI czy Eugeniusz TKACZYSZYN-DYCKI (dwukrotnie nagrodzony w Gdyni). Niezwykle istotnym werdyktem wydaje się być również laur za przekład.

W ostatnich latach opublikowaliśmy w naszej muzealnej oficynie wiele znakomitych książek, docenionych przez czytelników i krytyków. Jednak z książką „Koło miejsca” Krzysztofa Siwczyka, z fotografiami Michała Łuczaka, jestem związany szczególnie blisko – od momentu kiedy zaistniała jako oryginalny koncept wydawniczy, nim jeszcze pomyśleli o niej sami autorzy. Dla mnie jako wydawcy jest czymś absolutnie fascynującym gdy ideom mogę nadać wymiar materialny, gdy uda mi się nimi zainspirować kogoś utalentowanego, wcielić w życie w postaci książek, które na dodatek, tak jak esej Krzyśka Siwczyka, spotykają się z uznaniem i życzliwym przyjęciem. Cóż mogę powiedzieć po dzisiejszej nominacji? Jeszcze książka nie zginęła! – powiedział Grzegorz Krawczyk, szef Czytelni Sztuki, dyrektor Muzeum w Gliwicach.

Nagroda Literacka GDYNIA została powołana do życia w 2006 roku przez Prezydenta Gdyni Wojciecha SZCZURKA, w celu uhonorowania wyjątkowych osiągnięć żyjących, polskich twórców. Jest przyznawana rokrocznie autorom najlepszych książek wydanych w minionym roku. NLG jest rozbudowaną inicjatywą miasta, skierowaną zarówno do polskich pisarzy, jak i odbiorców współczesnej literatury. NLG nieustannie ewoluuje i poszerza zakres swojej działalności. Pod szyldem GDYNI przyznawane są nie tylko laury, ale też organizowane liczne proczytelnicze, społeczne przedsięwzięcia.

Doskonale zdaję sobie sprawę z wagi Nagrody Literackiej Gdynia i nominowanych do tej nagrody książek. Obserwowałem wskazania kapituły przez lata istnienia Nagrody Literackiej Gdynia. Niektóre książki nominowane i finalnie nagradzane komentowałem, mając dla nich najczęściej podziw. Sporo z tych książek silnie formułowało i częstokroć odkształcało moje estetyczne przyzwyczajenia. To jedyna nagroda w Polsce, która wyraźnie dba o możliwie szeroki i wielokątny opis współczesnej literatury, chociażby poprzez wyraźne podziały gatunkowe, w których swoje miejsce ma i poezji i proza, esej i przekład. Nigdy nie przyszło mi do głowy, że jakaś moja książka mogłaby znaleźć się w gronie tych wyróżnionych nominacją. Tym bardziej cieszy mnie dostrzeżenie przez kapitułę eseju ”Koło miejsca” – książki bardzo skromnej i prywatnej, wywiedzionej z pracy pamięci i tejże pamięci miejsca i miasta poświęconej. Chociaż czy w przypadku eseju można mówić o jednym, dominującym temacie? Chyba raczej nie. Esej ma to do siebie, że próbuje mierzyć się przede wszystkim z granicami tego, co arbitralne i ogólne, bada najróżniejsze zakamarki autorskiej jaźni, jest wielojęzyczną próbą nazywania tego, co nazwaniu się opiera. Wśród członków kapituły Nagrody Literackiej Gdynia są mistrzowie eseistyki, poezji, prozy i przekładu zdający sobie doskonale sprawę ze złożoności i niepochwytności tego pierwszego gatunku. Móc być przez nich przeczytanym to dla mnie po prostu zaszczyt. W Gliwicach znalazłem świetnego wydawcę, który uniósł i zainspirował książkę, na którą składa się i esej i kapitalne zdjęcia Michała Łuczaka z cyklu ”Elementarz”. Jak sądzę książka wygląda po prostu dobrze. Kto wie, może to najważniejsza rzecz, jaką w życiu napisałem? O tym przekonam się najpewniej kiedy to życie będzie chylić się ku końcowi, a póki co po prostu jestem zaskoczony i szczęśliwy – powiedział Krzysztof Siwczyk.

Koło Miejsca/Elementarz do kupienia online na czytelniasztuki.openform.pl


Rozmowa Grzegorza Krawczyka z Krzysztofem Siwczykiem | Prestiż | magazyn gliwicki | październik nr 08/2017

Łukasz Trzciński. „Historia toczy się nadal”

Kobieta z kasty nietykalnych grzeje się w cieple płonącej gazety, Kalkuta, Indie, godz. 00.01, 1 stycznia 2000 © Łukasz Trzciński

Kobieta z kasty nietykalnych grzeje się w cieple płonącej gazety, Kalkuta, Indie, godz. 00.01, 1 stycznia 2000 © Łukasz Trzciński

Zapraszamy na otwarcie wystawy fotografii Łukasza Trzcińskiego – „Historia toczy się nadal”, w piątek, 10 lutego, o godzinie 17.00. Wernisaż połączony z rozmową z artystą.

Tytuł wystawy został zapożyczony z artykułu prasowego, któremu przed laty towarzyszyło zdjęcie Łukasza Trzcińskiego, wówczas fotografa współpracującego z takimi tytułami, jak „Tygodnik Powszechny” czy „Rzeczpospolita”. Autor, w myśl zasady, że niezależnie od ceny należało dostać się do miejsc wartych uwiecznienia, z nadzieją, że wykonane tam zdjęcia zmienią świat na lepszy, fotografował w Indiach, Iraku, Palestynie, Afganistanie czy Pakistanie. Z uwagą przyglądał się polskiej rzeczywistości czasu transformacji. Jego zdjęcia jednak nic nie zmieniły.
Historia toczy się nadal to wystawa o zmianie, jaka zaszła na naszych oczach, gdy fotografowie przestali wierzyć, że są do czegokolwiek potrzebni, odeszli z zawodu albo misję zamienili na czyste rzemiosło. Inni weszli w świat sztuki. Dzięki tej przemianie Łukasz Trzciński po latach od zarzucenia zawodu reportażysty wraca do swoich starych zdjęć, by przyjrzeć im się na chłodno, z innej perspektywy. Porównuje to, co sam w nich dzisiaj dostrzegł z kontekstem, w który te same zdjęcia zostały niegdyś wtłoczone. Użytek prasowy jest bowiem bardzo specyficzny: nawet przy najlepszych chęciach fotografie pełnią rolę służebną wobec tekstu. Niedoskonałości, słaby druk i kontekst towarzyszącego tekstu są otwarcie eksponowane – zachęcają do rozważań nad fotografią prasową i fotografią w ogóle. Tytuł zaś kieruje widza na jeszcze inne tereny: mimo wysiłków autora (i licznych innych fotografów), mimo niegdysiejszego przekonania o mocy używanego medium, mimo codziennego świadczenia o nędzy i konfliktach historia toczy się nadal.

Kurator: Wojciech Nowicki

Łukasz Trzciński (1975). W miarę wieloletniej pracy z zaangażowanym dokumentem odrzucił własną praktykę fotograficzną na rzecz analitycznej pracy z medium, które staje się punktem wyjścia do refleksji na temat przemian politycznych, ekonomicznych, kulturowych. Istotnym obszarem jego działań jest gra z pozycją autorstwa, włączanie cudzych strategii pracy z obrazem, w tym percepcji odbiorcy, jako elementu własnej praktyki artystycznej. Obraz staje się dla Trzcińskiego uniwersalnym terytorium badawczym, kulturowo-społecznym uwikłaniem stereotypizacji wyobrażenia, jak i uwarunkowań postrzegania. Ostatnio szczególną uwagę poświęca sposobom zarządzania pamięcią poprzez obraz i pracy z pamięcią sztuki.

Wernisaż: 10.02.2017 (piątek), g. 17.00 | Wystawa: 11.02–19.03.2017 | Czytelnia Sztuki | Gliwice | ul. Dolnych Wałów 8a

Ewelina Lasota (Czytelnia Sztuki): Zacznijmy od gestu, jakim jest zwrot w stronę archiwum własnych fotografii, sprzed dwudziestu lat, czasami starszych. Co widać z takiego dystansu?

Łukasz Trzciński: Kluczowy, bo niesamowicie otwierający, był dla mnie czas współpracy z „Tygodnikiem Powszechnym”, z którego głównie pochodzą fotografie prezentowane na wystawie w Czytelni Sztuki. „Tygodnik” skupiał środowisko, które szukało w podobnej przestrzeni, tyle że posługując się słowem. Trudno było tę redakcję na Wiślnej ominąć. Redaktorzy odnajdywali niezwykłe połączenia między obrazem a tekstem, co było genialne. W tym czasie przez fotografię mapowałem świat i samego siebie, z każdą pracą idąc dalej. Dzieje się tak nadal, choć dziś posługuję się zupełnie innymi narzędziami. Coraz bardziej jednak doceniam rolę, jaką odegrał tamten początkowy dla mnie etap. Kopię więc w publikacjach prasowych z czasów, kiedy prasa jeszcze czegoś chciała i nie była zdeterminowana wyłącznie kontekstem komercyjnym.

W jaki sposób współpraca z redakcją prasową wpływała na warsztat fotografa?

Współpraca z „Tygodnikiem” była szczególna przez fakt „nieprasowości” tej gazety. Publicyści szukali obrazów możliwie otwartych, niedopowiedzianych, sami nadawali im kolejne znaczenia. Z perspektywy mogę to przyrównać do współpracy kuratorskiej. Kurator, czyli de facto sekretarz redakcji stwarzał warunki, a artysta, w tym wypadku fotograf, nic nie musiał. Redaktor-kurator używał efektów tej współpracy na własnych warunkach – był to dokładnie taki sam mechanizm jak w przestrzeni sztuki. Bo choć to gazeta była medium, tamto działanie mógłbym przyrównać do aktywności dojrzałej instytucji kultury czy galerii sztuki, która posługuje się wypowiedziami twórców tak, by samej zadawać pytania czy zabierać zdanie. Przeskakując do powstałej mniej więcej dekadę później przełomowej pracy Darka Foksa i Zbigniewa Libery – „Co robi łączniczka”, czyli książki jako wystawy, myślę, że powinniśmy tamtemu działaniu, tamtej postawie nadać kuratorską klamrę: gazeta jako wystawa! Wtedy to się po prostu działo.

W świecie mediów takie podejście nie jest czymś oczywistym.

Wydaje mi się, że w znacznym stopniu tę otwartość determinował, jakby się to dzisiaj określiło, background redakcji. Ci ludzie, na czele z Piotrem Mucharskim, ówczesnym sekretarzem redakcji, nie byli pozamykani w swoich „mediach”, nie reprezentowali jasno zdefiniowanych gatunków, czerpali natomiast z często bardzo od siebie odległych obszarów. Dzięki temu nie byli związani paraliżującymi zasadami – co wypada, a co jest niedopuszczalne, byli pomiędzy, samplując swobodnie elementy z różnych dziedzin, niemal jak współcześni didżeje sztuki. Piotr tylko pozornie operował wciąż tymi samymi narzędziami – tekstem, rysunkiem, fotografią, za każdym razem bowiem pracował za ich pośrednictwem z zupełnie nową materią. A zanim nadał jej ostateczny kształt, i w ogóle ułożył sobie, co chciał z nią zrobić, pierwszą uwagę poświęcał jej zrozumieniu, objęciu, starał się ją wyczuć, zrozumieć.

Ramię w ramię z Wojtkiem Nowickim i Wojtkiem Wilczykiem ścigaliśmy się więc w niedosłowności obrazu, testując nasze wizualne mapy skojarzeniowe oraz granice medium, czekając, jaki użytek zrobi z nich nasz pierwszy kurator. Ale trzeba też zaznaczyć, że pionierami nie byliśmy, ledwie chwilę przed nami szlaki przecierał choćby Marek Piasecki. Wtedy nie znałem jego prac, a dziś patrzę na wiele jego i moich obrazów jak na telepatyczne kalki.

Fotografiom na łamach prasy towarzyszył tekst. Relacja obrazu i słowa wydaje się być istotna.

W przypadku „Tygodnika” to fotografie towarzyszyły tekstom, które rozkodowywały ich znaczenia. „Tygodnik” przyzwyczaił mnie do uwalniania fotografii do dalszego użytku, nauczył, że one żyją swoim życiem i nie próbują udawać jedynego słusznego przeznaczenia, jak to zazwyczaj bywa w prasie – stąd połączenia zdjęć i tekstu były, szczerze mówiąc, nierzadko szalone. Uzależniłem się wtedy od tego szaleństwa i dziś oczekuję go od sztuki. Dość szybko też przestałem fetyszyzować obraz dokumentalny i jego jedynie słuszny sens. Dzięki „Tygodnikowi” zrozumiałem, że w chwili, kiedy rozstaję się ze swoją wypowiedzią, ona zaczyna obrastać w nowe znaczenia. To trochę jak z dziełem sztuki – gdy wypuszczamy w świat komunikat, nie mamy już wpływu na jego dalsze losy. Istotny był jednak kontekst – to, przez czyje ręce moje fotografie przechodziły i czyim tekstom towarzyszyły. Ich publikacja, często okładkowa, jako ilustracji do tekstu Mrożka, Tischnera, Kołakowskiego czy Zbigniewa Brzezińskiego, otwierała głowę młodego twórcy. Podobnego otwarcia doświadczyłem dopiero po wielu latach, rezygnując ostatecznie z fotografii.

Zdjęcia powstawały na zlecenie, jako ilustracje konkretnych materiałów?

Poza nielicznymi wyjątkami te fotografie powstawały z własnej woli fotografów. Naszą pracownią była ulica, tak zwana przestrzeń społeczna. Wtedy nie było galerii, wsparcia kuratorskiego, oczywistego dzisiaj zaplecza organizacyjnego, redakcja z niezbędnym dystansem do rzeczywistości, umiejętnością komentowania jej nie wprost, była jedynym polem, w którym można było się poruszać. Właściwie, biorąc pod uwagę tę otwartość, a jednocześnie poziom relacji, mogę powiedzieć, że traktowaliśmy „Tygodnik” jak galerię sztuki, która świetnie współpracowała z artystą i stwarzała możliwość rozwoju. Był jeszcze jeden, istotny dla nas aspekt – druk. Druk, który stanowił rodzaj fetyszu, bo przeznaczonym do publikacji fotografiom nadawał odpowiednią rangę. Potężna płachta gazety, w ogóle sam druk, robiły swoje. Z tego fetyszu dziś rezygnuję, jednak roli, jaką odegrał w mojej ewolucji, nie da się wymazać.

Najwcześniejsze fotografie, które później trafiają na łamy „Tygodnika”, powstają w 1989 roku, ma Pan wtedy czternaście lat.

To chyba najciekawszy okres, aż do początku studiów na filozofii. Pierwsze fotografie powstawały po prostu, nie po to, żeby pełnić rolę służebną wobec jakiegokolwiek innego przekazu. Dlatego mimo że dziś przykleilibyśmy im łatkę „najntisów”, one nie ulegają dezaktualizacji.

Historia działa się wokół i to w zawrotnym tempie: kolejne odsłony przełomu w Europie Środkowo-Wschodniej, kolejne wojny. To jeszcze nie był czas, w którym mógłby się pojawić głód zmiany, bo poruszaliśmy się w samym jej środku. Wierzyłem, że historię można zakląć, upchnąć w możliwie syntetycznym obrazku. Potrzebowałem ponad dekady, żeby zrozumieć, że historia ma nieskończenie wiele wersji, a dokumentalny obraz fotograficzny, przez wiarę pokładaną w jego autentyczność, jest medium najbardziej narażonym na manipulację.

Natomiast świadomość samej zmiany i idąca za nią potrzeba negocjacji warunków, na jakich się owa zmiana odbywa, pojawiła się zaskakująco szybko. „Tygodnik” jako jedno z pierwszych środowisk zadawał głośno pytania o posystemową kondycję polskiego społeczeństwa. To w dusznej od papierosowego dymu redakcji na Wiślnej, ledwie po kościelno-solidarnościowej feerii, padały pytania o to, komu w dzisiejszych uwarunkowaniach potrzebny jest bóg? „Bóg”, o ile pamiętam, pisano dużą literą, ale pytanie zostało zadane…

Tak akuszerskie, sprzyjające rozwojowi warunki nie trwały jednak długo. Nieco z rozpędu, ale i z konieczności, już będąc poza „Tygodnikiem”, wpadłem w potrzask obiegu obrazu prasowego. I mimo że ze względu na charakter pracy udawało mi się zachowywać dystans do tej szczególnej machiny, jaką jest prasa, uwolnienie się z tego potrzasku zajęło mi niemal dekadę. Dopiero teraz, gdy nie mam aparatu fotograficznego, tylko swobodnie posługuję się dowolnymi narzędziami, jestem w stanie spojrzeć z boku na tamtą pracę.

Impas wiązał się z coraz lepszym rozumieniem rynku prasowego, także ze współpracą z innymi tytułami.

Przez chwilę takim intencjonalnym środowiskiem była też dla mnie dawna „Rzeczpospolita”, i to trzeba podkreślić, dawna redakcja „Rzeczpospolitej”, łącznie z „Magazynem”, gdzie bardziej chodziło o spotkanie i wymianę myśli, niż agresywne odnajdywanie się na rynku prasowym. Ja tę pracę traktowałem jako rodzaj stypendium. Odrabiając gazetową pańszczyznę, niezbyt dokuczliwą, bo głównie dokumentowałem życie kulturalne w Krakowie, odkładałem środki na wyjazdy w miejsca, którymi nikt się wtedy nie interesował. Pozwoliło mi to na pełną niezależność w realizacjach. Był to moment, kiedy redakcja potrafiła i chciała iść pod prąd, być obok, zadawać trudne pytania, nie przejmując się jeszcze dyktatem rynku reklamowego. To był właściwie jedyny czas, kiedy redakcja stawiała niewygodne, ktoś mógłby nawet powiedzieć nieco górnolotne pytania, wychodzące poza codzienną perspektywę, celując w czytelnika palcem – A ty co zrobiłeś dla naszej cywilizacji? Wtedy nie musiałem przekonywać redakcji do wartości spoglądania poza granice Polski, tak w kontekście wielkiej historii, jak i codzienności, często niezręcznej, o której nie chcemy za dużo wiedzieć, bo grozi nam to dyskomfortem. Sama redakcja wychodziła z taką inicjatywą. Dzięki pomysłowi czy może bardziej postawie Piotra Aleksandrowicza, ówczesnego redaktora naczelnego, pierwszą minutę nowego tysiąclecia spędziłem na ulicy Kalkuty w ciszy, towarzysząc kobiecie z kasty nietykalnych, która grzała się w cieple płonącej gazety. Było w tym pewnie trochę kolonialnej ekstrawagancji, typowej zresztą dla fotografii, co uświadomiłem sobie później i na co pewnie dziś bym już sobie nie pozwolił. W takich chwilach jednak, czując dystans do reszty mainstreamowego świata, wierzyłem ślepo w sens pracy dokumentalisty.

Kiedy przyszło zwątpienie w dokument?

Właściwie tamta sytuacja była kwintesencją moich wyobrażeń w tej kwestii. Współczulna postawa wobec innych ludzi, w dowolnym miejscu na świecie, rozmawianie o naszej wspólnej kondycji czy też rozpatrywanie siebie w kontekście innych. I próba zmiany, a przynajmniej pytania o możliwą zmianę. Bo rozczarowanie i totalny wkurw przychodzą później, wraz z wyparciem, kiedy świat nie chce dzielić twojego doświadczenia, wyciągać ręki do twojej nietykalnej. Sama współpraca z „Rzeczpospolitą” zbiegła się dość szybko z bezwzględną ewolucją rynku – wytykanie czytelnikom ich uprzywilejowania wobec reszty świata przestało być marką rozpoznawczą „Rzepy”. Dopiero gdy jakiś problem zbliżał się do czytelnika, czy to faktycznie, czy przez obieg medialny, miał szansę wejść na łamy gazety. Tak było z opanowanym przez talibów Afganistanem i wynikłą z tego uchodźczą hekatombą w Pakistanie. Dlatego gdy redakcja podważyła sensowność proponowanej pracy w Afganistanie, niespełna dwa miesiące przed atakiem na WTC z 11 września, wyczyściłem konto, kupiłem worek filmów i parę godzin później siedziałem w samolocie. Wracałem po miesiącu z brodą zapuszczoną z konieczności wjazdu na teren talibów i materiałem, który po tradycyjnym leżakowaniu na redakcyjnej półce, jak i w innych przypadkach stawał się nagle gorącym tematem z okładki. Tyle że trzeba było WTC, aby temat zbliżył się wystarczająco blisko czytelnika i mógł zaistnieć w prasie.

Interesowały zatem Pana miejsca zapalne, takie, w których czuć było zmieniający się bieg historii?

W wielu przypadkach wyprzedzając nawet zdarzenia. A jeśli znajdowałem się w konkretnej sytuacji, miejscu, na które zwrócone były już oczy świata, nie ilustrowałem newsów, a zawsze zajmowałem się ich tłem. Gdy media ślizgały się po tematach, o ile w ogóle zdążyły się już czymś zainteresować, ja szedłem w odwrotną stronę, zawsze wchodziłem między ludzi. Dziś, patrząc z perspektywy, właściwie robię to samo. Nadal interesuje mnie próba wzbudzenia reakcji, pobudzenia mechanizmów, które mogłyby coś w ludziach zmienić. Tyle że mój stosunek do medium fotografii jako czynnika zmiany jest już inny, nastąpiło rozczarowanie fotografią. Dlatego poruszając się w polu sztuki, korzystam dziś ze skuteczniejszych, jak mi się zdaje, a w każdym razie bardziej kompetentnych, bo nieporównywalnie elastyczniejszych narzędzi.

Zdjęcia komentujące wydarzenia sprzed lat wydają się być aktualne także dzisiaj: uchodźstwo, konsumpcja, religia, życie na ulicy – do takich tematów odnosi nas Pan wraz z kuratorem wystawy, Wojciechem Nowickim.

Kilka lat temu uczestniczyłem w wystawie „Oblicze dnia” Stacha Rukszy, mówiącej o kosztach społecznych transformacji w Polsce. Kurator podnosił kwestię postawy zajmowanej przez środowisko sztuki, punktował, jak mało w latach 90. powstało świadomych prac uderzających w konsekwencje transformacji – wydaje się, że poza znanymi wyjątkami artyści dość bezkrytycznie przeszli przez ten czas. Prasa natomiast była w samym środku wydarzeń. Chyba w dużej mierze właśnie dlatego nie spieszyłem się, by opuścić pole fotografii. Stopień społecznego zaangażowania sztuki nie kompensował jeszcze moich nadziei pokładanych w sile obrazu fotograficznego. Byłem w środku, a fotografia w tamtym momencie dawała mi, jak się później okazało złudną nadzieję na prowokowanie zmiany. W sztuce, przynajmniej tej, z którą wtedy mieliśmy kontakt, nie widziałem jeszcze szczególnego przełożenia na rzeczywistość. Dopiero kolejne lata pokazały, że spektrum narzędzi jest nieograniczone, a przez to nawet z najtrudniejszej sytuacji jest jakieś wyjście. Fotografowie dość wcześnie zaczęli tę przestrzeń eksplorować. Współczulność jest bowiem wpisana w dokument fotograficzny. Może dlatego spora część tych obrazów się nie dezaktualizuje.

Temu właśnie służy wprowadzenie fotografii prasowej do galerii sztuki? Trzeba nas, odbiorców, postawić przed dziełem, żeby obraz zaczął działać?

Na to od dawna nie liczę. Interesuje mnie jedynie spojrzenie na te prace z pozycji byłego praktyka medium. Stąd te cytaty, usunięcie się na bok, spojrzenie na własne prace i użycie ich w kategorii obrazu znalezionego. Jestem na to gotowy teraz, gdy pozbyłem się typowego dla fotografii, fetyszystycznego podejścia wobec dwuwymiarowego obrazu, gdy zrezygnowałem z wszelkich krępujących determinant medium, swoistych przykazań kościoła fotografii.

Byłego praktyka medium?

Ja w tym momencie w ogóle nie fotografuję. Jeżeli działam wokół czy z użyciem obrazu, to interesują mnie cudze strategie pracy z nim. Posługuję się wyłącznie czyimiś pracami, wykorzystuję fotografie znalezione albo zamawiam zdjęcia czy obrazy, żeby użyć je jako element własnych narracji. Także na swoje fotografie patrzę jak na obiekty znalezione. Cudze strategie są moim głównym narzędziownikiem, czy jak kto woli – pracownią, warsztatem. Interesuje mnie pamięć sztuki, testowanie jej społecznego oddziaływania, pozycje zajmowane przez artystów. Właściwie można uznać, że dziś moją materią twórczą jest środowisko sztuki zarówno w znaczeniu indywidualnych twórców, jak i zbiorowości. Ale nie jest to pozycja typu – sprawdzam! Raczej ulepszam, proponuję alternatywne lub zaktualizowane wersje prac, by nie dać im utknąć, jak motylom w gablocie, w ich rodzimej czasoprzestrzeni, wpuszczam też sporo wirusów.

Czy do tego potrzebny był dystans czasowy, żeby spojrzeć na własne fotografie jak na obce?

W sumie to naturalna konsekwencja, tak jest z każdym dziełem. Na wystawie w Czytelni Sztuki pracujemy z obrazem, który został opublikowany, wpuszczony w obieg na konkretnych warunkach, podejmujemy więc próbę jego odzyskania. Zakładamy z kuratorem, że ekspozycja jest punktem wyjścia do refleksji nad wagą komunikatu, może nawet w kategorii narzędzia: co bardziej działa? Istotny jest też kontekst tego, gdzie wystawa się odbywa. Bo ścierania z fizycznością medium fotografii nauczył nas związany z Gliwicami Jerzy Lewczyński. Sam miał do fotografii spory dystans, światowi fotografii natomiast oswojenie się z jego propozycjami zajęło dekady. Świat sztuki, który był już po manifeście sztuki kontekstualnej Świdzińskiego czy pracach Richarda Prince’a nie miał z tym problemów. Gdybyśmy wcześniej zrozumieli gesty Jerzego Lewczyńskiego, który właśnie ten fetysz medium odpuścił, stawiając znak równości między srebrową a kserograficzną odbitką – dla niego jedno i drugie było tą samą pracą, bo chodziło o sam obraz, nie o nośnik – to prawdopodobnie bylibyśmy dziś gdzie indziej. To jest medium technologiczne, które wciąż zupełnie niepotrzebnie w tej technice się obudowuje, żeby potwierdzać swoją wartość. Dopiero kiedy spuścimy powietrze, możemy dyskutować o tym, po co i w jaki sposób pracujemy z fotografią, tak jako nadawcy obrazu, w tym bardziej lub mniej świadomi jego redystrybutorzy, jak i jego odbiorcy.

„Zofia Rydet. Zapis socjologiczny 1978–1990” – premiera książki

W sobotę, 28 stycznia, w Czytelni Sztuki odbędzie się spotkanie z Wojciechem Nowickim, autorem wydanej przez Muzeum w Gliwicach książki „Zofia Rydet. Zapis socjologiczny 1978–1990”. Rozmowę poprowadzi Grzegorz Krawczyk.

© www.zofiarydet.com

„Zapis”, to późne, dojrzałe dzieło urodzonej w 1911 roku artystki, zasadniczo odmienne od jej poprzednich dokonań, należy do najważniejszych dokonań polskiej fotografii. To w sumie około dwadzieścia tysięcy zdjęć, głównie portretów Polaków we wnętrzach, w znakomitej większości mieszkańców wsi – w książce prezentujemy niemal dwieście z nich, w tym część nigdy przez Zofię Rydet niewykorzystanych.

Cykl imponuje nie tylko rozmiarem, lecz nade wszystko jakością: to niedomknięta, bo przerwana późną starością, próba stworzenia dzieła totalnego, ukazującego człowieka w jego najbliższym otoczeniu. Rydet podąża tropem geograficznym, dzieląc badany kraj, a więc z małymi wyjątkami Polskę, na regiony. Skupia się na świecie przedstawionym, na człowieku i towarzyszącym mu przedmiocie – nie jego rodzaj jednak, ani nie czasowe osadzenie, lecz sposób potraktowania, nagromadzenie odgrywają w cyklu główną rolę. Wojciech Nowicki, autor wyboru zdjęć i eseju, zauważa: „W tych panach przestrzeni, możnowładcach osadzonych na mieszkaniach czy chałupach jest jakiś rys wielkości, nienaruszalna moc ludzi, którzy mogą wszystko: własne otoczenie kształtują, jak im się podoba, choć, to też trudno przeoczyć, im są starsi, tym trudniej im walczyć z mnożącymi się przedmiotami”. Wykonane przez Rydet portrety ludzi patrzących prosto w obiektyw pozbawione są czułostkowości; łączy je rygor kompozycyjny.

To pierwsze wydawnictwo zakrojone na tak szeroką skalę, próbujące przybliżyć olbrzymi cykl, który nigdy nie doczekał się formy ostatecznej – ani za życia fotografki, ani później. Prezentację zdjęć dopełnia ilustrowane kalendarium życia artystki. Nie jest przypadkiem, że książka ukazuje się w Gliwicach, mieście, w którym Zofia Rydet spędziła znaczną część swojego życia, także jako aktywna członkini Gliwickiego Towarzystwa Fotograficznego.

Publikacja, dofinansowana ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego, jest rezultatem wieloletniego projektu badawczego zajmującego się „Zapisem Socjologicznym”. Wzięły w nim udział: Fundacja Zofii Rydet z Krakowa, Muzeum Sztuki Nowoczesnej z Warszawy, Fundacja Sztuk Wizualnych z Krakowa oraz Muzeum w Gliwicach.

Wojciech Nowicki w rozmowie z Michałem Nogasiem o „Zapisie socjologicznym” – tutaj Ponadto w rozmowie z redaktorami TVP Kultura w Tygodniku kulturalnymtutaj W wywiadzie z Małgorzatą Lichecką dla Nowin Gliwickichtutaj O „Zapisie…” w Gazecie Wyborczej pisze Juliusz Kurkiewicz – tutaj W Radiowym Domu Kultury – PR III Polskiego Radia – Agnieszka Obszańska rozmawia o „Zapisie…” z Wojciechem Nowickim i Grzegorzem Krawczykiem – tutaj Dagmara Staga o „Zapisie…” dla Culture.pl – tutaj Krzysztof Jurecki dla O.pl – tutaj Olga Wróbel dla Notesu na 6 tygodni tutaj W Polityce Krzysztof Siewczyk – tutaj W Tygodniku Powszechnym Filip Springer o „Zapisie…” – Balsamowanie czasu

Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Paweł Franik – fotografie

Wernisaż: 16.09.2016 (piątek), g. 18.00 | Wystawa: 16.09–16.10.2016 | czytelnia sztuki | Gliwice | ul. Dolnych Wałów 8a

Fotografie Pawła Franika wprawiają ludzkie oko w stan medytacji i odpoczynku od chaosu otaczającego świata. Na zdjęciach artysty, po niemożliwie wręcz wyludnionych przestrzeniach, wędruje samotnie człowiek, pojedyncza jednostka, dyskretnie oddalona od obiektywu. Postaci uchwycone w kadrach są zdane tylko na siebie. Przemierzają puste ulice, pola i pozornie porzucone obszary, zakłócając naturalny rytm miejsc własną obecnością. Franik za pomocą obiektywu bada stany samotności – upragnionej, chwilowej, gwarantującej odpoczynek, skupienie i uważność oraz tej niechcianej, która przyprawia o obezwładniający smutek i cierpienie. Artysta kadruje mikromomenty, w których obecność równoznaczna jest ze znikaniem w przestrzeniach, które stają się symbolicznym przejściem – zmianą stanu skupienia.

Franik nie stara się w swoich fotografiach pójść na wizualną łatwiznę, unikając przede wszystkim dosłowności. Jego kadry są piękne, niezwykle estetyczne, wysmakowane do granic możliwości, jednak oprócz zachwytu widz zaczyna odczuwać podskórny, egzystencjalny niepokój. Franik przyłapuje człowieka w jego intymnych momentach, w których nawiązuje głęboki dialog z własną świadomością. Dyskretnie, niemal niezauważalnie go obserwuje, próbując uchwycić graniczny moment życia. Postać stojąca u podnóża góry, kobieta ze spiętymi w koński ogon długimi włosami kierująca się w oświetloną słońcem przestrzeń pomiędzy budynkami, dziewczyna, zmysłowo poruszająca się po łące na tle białego dymu czy samotny rybak przemierzający wodny bezkres wypełniają kadry artysty, który w doświadczeniu samotności stara się przywrócić archetypiczną równowagę pomiędzy naturą a człowiekiem, pomiędzy ciszą a wiatrem, spokojem a cierpieniem.

Zdjęcia Franika to wizualne katharsis. Artysta rezygnuje z rozmachu, serwując widzowi dialektyczną, niezwykle spójną narrację o odkrywaniu samego siebie w obcowaniu tylko z samym sobą. To doświadczenie bywa trudne, nie gwarantuje upragnionego szczęścia, jednakże to w tych – mniej lub bardziej bolesnych chwilach – odczuwa się własną egzystencję: każdy oddech, mrugnięcie powiekami, bicie serca.

Spoglądając na zdjęcia Franika, doświadcza się zapisu jego podróży, które stały się także duchowymi wędrówkami w zakamarki świata, oddalonymi od szaleństwa pędzącej z zawrotną prędkością rzeczywistości. Tylko w nieznośnej i przeraźliwie pięknej samotności można złapać konieczny dystans, który uczy uważności, prowadzącej do egzystencjalnego spełnienia. A Franikowi ta trudna sztuka udała się w stu procentach.

Tekst: Zuzanna Sokołowska

Ewa Kuryluk „Fotoreportaż pamięci. Gliwice 2011”

Ewa Kuryluk „Fotoreportaż pamięci. Gliwice 2011”

Zapraszamy na spotkanie z Ewą Kuryluk, jej książkami i fotografiami, które odbędzie się we wtorek 14 czerwca o godzinie 17.00 przy okazji wernisażu wystawy pod tytułem „Fotoreportaż pamięci. Gliwice 2011”, na której zaprezentujemy około 30 zdjęć wykonanych przez autorkę podczas jej ostatniego pobytu w naszym mieście. Przypominamy, że w 2011 roku w Czytelni Sztuki odbyła się wystawa pod tytułem „Konik w Gliwicach”, której kuratorką była Ola Wojtkiewicz. W czasie spotkania artystka opowie również o swojej najnowszej książce pod tytułem „Manhattan i Mała Wenecja” wydanej przez Zeszyty Literackie.

Porażająca skuteczność tyranów XX-wiecznych przysparza im nadal admiratorów i naśladowców, a ich liczba ostatnio rośnie. Kto gardzi taką czy siaką grupą ludzkości, a „sprawiedliwe” rządy mocnej ręki woli od „słabej” demokracji, ten sprzyja powrotowi władzy totalitarnej i stawia na podział, agresję, konflikt. Wstrząsa mną nienawiść, jaką pałają do Unii Europejskiej jej beneficjenci numer jeden, zamożni, wykształceni i rozjeżdżający się po świecie przedstawiciele klasy średniej, inteligencji i środowisk akademickich. Czuję gęsią skórkę, gdy profesor uniwersytetu domaga się likwidacji „tej całej demokracji metysów”, a międzynarodowa dziennikarka głosi publicznie, że najlepszym systemem jest niewolnictwo. Kto dziś, w czasach niepewności gospodarczej i ogromnej liczby uchodźców, lży poszkodowanych i cierpiących, propaguje pogardę, ksenofobię i rasizm, wyśmiewa poczucie solidarności i starania o pokój, ten zmierza prostą drogą do nowych totalitaryzmów i wojny.

Ewa Kuryluk, Manhattan i Mała Wenecja

Polecamy: Co jest grane? Kuryluk forever. Grzegorz Nurek

Gliwice w październiku 2011

W latach gimnazjalnych robiłam na wakacjach, jeżdżąc autostopem po Europie, fotoreportaże dla rodziców i brata. I zdarza się nadal, choć coraz rzadziej, że spaceruję i fotografuję z myślą o nich, zapominając na moment, że leżą w grobie. Tak było w Gliwicach, gdy po skończeniu pracy w Czytelni Sztuki i sfotografowaniu Konika w Gliwicach (1) — czteroletniego Piotrusia na kucyku, ośmioletniej Ewuni i naszej pięknej młodej mamy — wyszłam z willi Caro.

Sfotografowałam plakat wystawy na latarni (2) i skręciłam w lewo na plac po synagodze, zburzonej przez hitlerowców przed II wojną światową. Na parkanie ogłaszał się “Remoncik” (3). A dawna kostka brukowa, opakowana w plastik (4) i przykryta białymi płachtami (5), czekała na transport w nowe miejsce? Po kim został stary szary sweter (6)? Zrobiłam dwa zdjęcia placu i okolicznych domów (7 i 8). W ostatnim narożnym po prawej (8), gdzie mieści się teraz posterunek policji (9), był przed wojną żydowski dom starców, wywiezionych pewnie do Auschwitz.

Nad tym domem widnieje wieża kościoła. Skierowałam się w jego stronę, fotografując po drodze żółty mop zawieszony przy oknie (10). Kościół był zamknięty, ale w drzwiach odkryłam lusterko i zrobiłam sobie zdjęcie (11). Idąc dalej przed siebie, wpadłam na reklamę na żółtym samochodzie i stojącą obok kobietę (12) — pierwszą osobę spotkaną w tej opustoszałej dzielnicy. Za żółtym samochodem skręciłam w lewo i dotarłam do dużych plakatów o niejasnym przesłaniu (13, 14, 15) na kolejnym parkanie. Idąc dalej w lewo, doszłam od ulicy kamienic w ruinie, służących twórcom napisów ulicznych (16,17, 18). Minęłam smutne drzwi (19) i zabite okno z ogłoszeniem “Farbenlehre” (20) Tak brzmi tytuł słynnej rozprawy o kolorach Goethego, lecz to chyba nie chodziło o niego. A czy znajdzie chętnego “Wolna powierzchnia” (21)? Zataczając koło, doszłam do rynku na spotkanie z Olą Wojtkiewicz (22) w lokalu wegetariańskim wyspecjalizowanym w kaszach.

Następne zdjęcia powstały na wycieczce pod “naszą drewnianą wieżę Eiffla” (23,24) jak wspominał dorosły brat. I pod dom przyjaciół rodziców, Adama i Ireny Krzeczewskich, wykładowców na politechnice (25). Kiedy zachorowałam na serce, wzięli do siebie na prawie rok czteroletniego Piotrusia, niesfornego i żywego jak srebro. Ale w Gliwicach był grzeczny. Znalazł wspólny język z samotną gosposią Zakrzewskich, Niemką, ledwie mówiącą po polsku, i długowłosym jamnikiem, towarzyszem zabaw na skwerze od podwórza (26) w czasach, gdy okno za zieloną okiennicą było może otwarte (27). Piotruś zrobił w dzieciństwie kilka dziwnych podłużnych masek — na pamiątkę tej nad drzwiami gliwickiego domu dzieciństwa (28)?

Ostatnią stacją wycieczki był żydowski cmentarz z kaplicą pogrzebową z czerwonej cegły (29,30). Tak się skończył ten gliwicki fotoreportaż pamięci. Lecz pięć lat temu nie śniło mi się jeszcze, że napiszę dla Czytelni Sztuki ten mały przewodnik po mieście, tymczasem już innym. Co powstało z sentymentu, niech więc będzie dokumentem.

Ewa Kuryluk

Paryż, 1 kwietnia 2016


Ewa Kuryluk – legendarna artystka multimedialna i komentatorka zjawisk ważnych w historii sztuki i kultury; uprawia malarstwo, fotografię i instalację. Jest autorką 23 książek: wierszy, powieści i esejów w języku polskim i angielskim, przetłumaczonych na wiele języków. Wykładała przez wiele lat na uczelniach polskich, amerykańskich i niemieckich, w tym na New York University i University of California. Od 1982 roku należy do zespołu Zeszytów Literackich, których jest współzałożycielką. Dziś czas dzieli między rodzinnym mieszkaniem w Warszawie a pracownią w Paryżu. 6 maja 2016 roku w gmachu głównym Muzeum Narodowego w Krakowie otwarto wystawę pod tytułem „Nie śnij o miłości, Kuryluk” na której prezentowane są prace malarskie Ewy Kuryluk z lat 1967–1978. znakomicie obrazujące przemiany, jakie zachodziły w twórczości artystki. Wystawa potrwa do 14 sierpnia 2106 r,

Artystka w swoim malarstwie opowiada o sobie w świecie i o świecie w sobie. Opowiada w sposób realistyczny, ale jest to realizm specyficzny – jednocześnie symboliczny i surrealny, sięgający chętnie do wycinanki i kolażu, z autoportretem w centrum. Kuryluk unika autointerpretacji i nie rozczula się nad swoimi rozlicznymi alter ego, raczej z nich kpi. W wielu realizacjach Kuryluk historia splata się z prywatnością, niwelując granice między sztuką i życiem. Postacie i rzeczy czasem łączą ze sobą nitki i wstążki, zwykle czerwone, czasem niebieskie. Niewidoczne nitki wiążą fotografie z obrazami, a obrazy z instalacjami. Słowa wydają się przedłużeniem scen z obrazów, które z kolei sygnalizują atmosferę miejsc opisanych w książkach. To wzajemne przenikanie się gatunków właściwe twórczości artystki jest szalenie satysfakcjonujące.

Koło miejsca / Elementarz

Esej Koło miejsca Krzysztofa Siwczyka oraz zdjęcia z cyklu Elementarz Michała Łuczaka, powstały z inspiracji Czytelni Sztuki. Ukażą się w książce Koło miejsca, w serii Czytelnia Sztuki. Wernisaż wystawy fotografii z cyklu Elementarz, autorstwa Michała Łuczaka – 10 maja 2016 r., o godzinie 17.00 (wystawa do 12 czerwca 2016).

Spotkanie z książką Koło miejsca odbędzie się w Czytelni Sztuki czwartek 19 maja, o godzinie 18. Rozmowę z autorami Krzysztofem Siwczykiem i Michałem Łuczakiem poprowadzi Grzegorz Krawczyk.

Krzysztof Siwczyk – poeta. Autor jedenastu tomów wierszy i dwóch książek krytyczno-literackich. Debiutował w latach 90. Wydawnictwo a5 właśnie opublikowało nowe wiersze w tomie Jasnopis.

Michał Łuczak – fotograf. Członek Sputnik Photos, współzałożyciel Fundacji Kultura Obrazu. Laureat stypendium Młoda Polska, dzięki któremu powstała książka “Brutal”, uznana za Fotograficzną Publikację 2013 roku. Zdjęcia z serii “Brutal – retrospekcja” prezentowano w warszawskiej Kordegardzie, Czytelni Sztuki w Gliwicach oraz londyńskiej Doomed Gallery. Nagradzany m.in. Magnum Expression Award oraz MioPhotoAward. (więcej…)

Technolog

kuratorka: Martyna Nowicka | wernisaż: 30 stycznia 2016 | godz. 17.00 | czytelnia sztuki | gliwice

Drzwi, © Małgorzata Kamińska-Bruszewska

Wojciech Bruszewski, klasyk polskiego konceptualizmu, sam siebie nazywał fotografem. Nie artystą, koncepualistą, czy nawet – filmowcem, a przecież działał na wszystkich tych polach. Pierwszą z jego artystycznych fascynacji pozostaje jednak nieodmiennie fotografia. „Technolog”, przygotowana przez Martynę Nowicką wystawa poświęcona fotograficznej twórczości Wojciecha Bruszewskiego otworzy się w Czytelni Sztuki w Gliwicach 30 stycznia. Bruszewski, pod wieloma względami artysta wyprzedzający swoją epokę, z aparatu fotograficznego korzystał niekonwencjonalnie. Nie interesowały go piękne obrazy, portrety oddające osobowość modela, zdjęcia reporterskie, a raczej badanie granic samej fotografii. Fascynowało go podobieństwo soczewki aparatu do ludzkiego oka, zasady działania zapisu czy wreszcie burzliwe relacje między fotografią, a pamięcią. Tym zależnościom poświęcił wiele swoich artystycznych projektów, które zostały zgromadzone na wystawie w Gliwicach. W pokazywanej na wystawie serii zdjęć Muru Berlińskiego, najbliższej tradycyjnie pojmowanej fotografii, Bruszewski, tak jak w wypadku bliższych konceptualizmowi projektów, bada możliwości fotografii. Za pomocą aparatu szuka miejsc przekroczenia wizualnych przeszkód – zarówno tych wpisanych w strukturę obrazu, jak i rzeczywistości politycznej.

Wojciech Bruszewski (1947 – 2009) – jeden z najwybitniejszych polskich artystów multimedialnych. W latach 70. związany z łódzką szkołą filmową i powstałym w środowisku studentów i absolwentów Warsztatem Formy Filmowej. W swojej praktyce artystycznej interesował się zarówno granicami mediów, jak i technologicznymi nowinkami – jako pierwszy w Polsce kupił magnetowid, już w latach 80. wykorzystywał komputer Amiga. Był nie tylko niezwykle aktywnym artystą, ale także wykładowcą na PWSSP w Poznaniu, autorem dwóch powieści („Fotograf” i „Big dick”) i dramatu.

Platforma, © Małgorzata Kamińska-Bruszewska

Jan Dziaczkowski. Pozdrowienia z wakacji

Jan Dziaczkowski, Bez tytułu, 2008–2009.

04 / 09 – 04 / 10 / 2015 | kurator: Karol Hordziej | wernisaż 4 / 09 godz. 18.00 | partner wystawy: FUNDACJA SZTUK WIZUALNYCH

Pierwsze prace z cyklu Pozdrowienia z wakacji Jan Dziaczkowski zaczął tworzyć w wieku lat 18 po powrocie z wyjazdu do Normandii, gdzie trafił do Domu Jacquesa Préverta – muzeum francuskiego poety, scenarzysty i autora surrealistycznych kolaży. Wówczas rozpoczęła się trwająca całe życie przygoda młodego artysty z kolażem, techniką w której z czasem zyskał miano niekwestionowanego mistrza. Swoje najważniejsze prace tworzył w sposób tradycyjny, przy pomocy papieru, skalpela i kleju, jednocześnie realizując liczne prace dla magazynów ilustrowanych, gdzie zamieszczane były jego cyfrowe montaże. Dziaczkowski przyczynił się do odrodzenia popularności kolażu wśród młodego pokolenia artystów w Polsce, a wśród międzynarodowego grona krytyków i historyków sztuki porównywany jest do takich klasyków tej techniki jak Hanna Hoch, Linda Sterling czy John Stezaker.

Na wystawie Pozdrowienia z wakacji prócz tytułowego cyklu prezentujemy dwie inne serie prac: Keine Grenze oraz Małpi Dwór, które łączy ze sobą wspólna dla wszystkich trzech cykli zabawa w tworzenie alternatywnych wersji europejskiej kultury. Tytuł wystawy nawiązuje również do zwyczaju wysyłania pocztówek z podróży, które Dziaczkowski kolekcjonował i używał jako podstawy do tworzenia większości swoich prac. Wystawa w Czytelni Sztuki jest pierwszą od czasu tragicznej śmierci Jana Dziaczkowskiego indywidualną prezentacją jego kolaży, a także zapowiedzią dużej ekspozycji monograficznej poświęconej jego twórczości, która odbędzie się w październiku 2015 roku w Galerii Narodowej Zachęta w Warszawie.

Jan Dziaczkowski, Chłopcy z Malagi pozują na plaży ze swymi dziewczętami z cyklu Pozdrowienia z wakacji, 2003–2007.

Jan Dziaczkowski, Chłopcy z Malagi pozują na plaży ze swymi dziewczętami z cyklu Pozdrowienia z wakacji, 2003–2007.

Jan Dziaczkowski, Bez tytułu, z cyklu Keine Grenze, 2008.

Jan Dziaczkowski, Bez tytułu, z cyklu Keine Grenze, 2008.

Niepowtarzalny klimat Pozdrowień z wakacji znakomicie oddają tytuły poszczególnych prac, w których Dziaczkowski zestawia ze sobą postaci klasycznej historii sztuki z motywami współczesnej kultury: Gioconda Tatrzańska, Święty Łukasz szkicujący Matkę Boską w Cannes, Wizja Witkacego po wizycie w pracowni Picassa. Z kolei w serii Keine Grenze Dziaczkowski dokonuje demontażu Europy proponując jej inną, alternatywną wersję, która mogłaby się ziścić gdyby wpływ sowieckiej Rosji na kraje Europy Zachodniej nie zatrzymał się na żelaznej kurtynie. Krzywa wieża w Pizie otoczona wielkopłytowymi blokami mieszkalnymi, socrealistyczny wieżowiec, przypominający warszawski Pałac Kultury i Nauki dominujący nad wzgórzem Montmarte w Paryżu, robotnice taszczące rozmaite narzędzia pracy rześko przemierzają salony Luwru – to zaledwie kilka z wielu motywów składających się na niepokojącą groteskę cyklu Keine Grenze. Mistrzostwo autora przejawia się nie tylko w celności intelektualnego konceptu, ale także w sposobie budowania iluzorycznego świata i jego architektonicznej przestrzeni, która choć sklejona z różnych elementów wydaje się całkowicie naturalna, powodując, że oko widza bez trudu odnajduje się w narzuconej przez autora nieistniejącej perspektywie. Wystawę zamyka cykl Małpi dwór, któremu materii dostarczyły pocztówki przedstawiające Carskie Sioło – rezydencję carów Rosji, zbudowaną w XVIII wieku w pobliżu Petersburga. Na kolażach pałacowe komnaty zamieszkuje stado małp, które w pełnych przepychu salach wydają się być u siebie, na swoim miejscu. Na jednej z prac szkielet w tanecznym geście obejmuje kolumnę stojącą u stóp monumentalnych schodów, przywołując średniowieczny motyw danse macabre, tańca śmierci. Takie zestawienie natury i kultury przywołuje na myśl obrazy ruin cywilizacji z grafik Piranesiego, artysty i architekta, który tworzył swoje dzieła w czasie, gdy powstawały pałace rosyjskich carów. Współcześnie, w kontekście wydarzeń mających miejsce za naszą wschodnią granicą, prace Dziaczkowskiego ujawniają swój krytyczny potencjał i mogą być odczytane jako ironiczny komentarz do sytuacji nadużywania władzy.

Niezależnie od tematyki kolaże Dziaczkowskiego charakteryzuje erudycja, dowcip i doskonałe wyczucie materii. Uwodzą zarówno jako niepowtarzalne obiekty stworzone poprzez zręczne cięcia skalpela, jak również jako świadectwo swobodnej myśli autora, zachęcającego do zabawy, otwierania się na alternatywne rzeczywistości i snucia ironicznych narracji o sobie samym.

Karol Hordziej

Jan Dziaczkowski urodził się w 1983 roku w Warszawie. W 2007 roku ukończył studia na Wydziale Malarstwa warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych pod kierunkiem prof. Krzysztofa Wachowiaka. Malarz, fotograf, ilustrator i twórca kolaży – w ciągu zaledwie kilku lat Dziaczkowski dał się poznać jako jeden z najbardziej utalentowanych młodych polskich twórców. Szczególne uznanie przyniosły mu kolaże wykonywane tradycyjną techniką, obecnie znajdujące się w licznych prywatnych kolekcjach, a także ilustracje, które tworzył dla pism muzycznych, społecznych i kulturalnych, m.in. dla „Machiny”, „Architektury”, „A4”, „Ha!artu” i „Przekroju”. Dziaczkowski brał również czynny udział w artystycznym życiu Warszawy; w latach 2004–2007 współtworzył nieformalną grupę Pracownia Nuku; jest również autorem instalacji zrealizowanych w klubokawiarniach PKP Powiśle oraz Chłodna 25. Zginął we wrześniu 2011 roku podczas wspinaczki w Tatrach.

Od czasu śmierci artysty opieką nad jego archiwum zajmuje się Fundacja Sztuk Wizualnych, wydawca opublikowanego w 2013 roku albumu Jan Dziaczkowski. Kolaże.

Karol Hordziej – kurator, menadżer kultury, wykładowca; w latach 2004–2013 dyrektor artystyczny festiwalu Miesiąc Fotografii w Krakowie; współpracuje na stałe z Fundacją Sztuk Wizualnych. Redaktor publikacji poświęconej kolażom Dziaczkowskiego. Jako kurator pracuje obecnie nad wystawą fotografii Zofii Rydet w Muzeum Sztuki Współczesnej w Warszawie oraz monograficzną prezentacją twórczości Jana Dziaczkowskiego w warszawskiej Zachęcie.

Jan Dziaczkowski, Bez tytułu, z cyklu Małpi dwór, 2007.

Jan Dziaczkowski, Bez tytułu, z cyklu Małpi dwór, 2007.

Jan Dziaczkowski, Paris, z cyklu Keine Grenze, 2008.

Jan Dziaczkowski, Paris, z cyklu Keine Grenze, 2008.

Jan Dziaczkowski, Place Brâncuși, z cyklu Pozdrowienia z wakacji, 2003–2007.

Jan Dziaczkowski, Place Brâncuși, z cyklu Pozdrowienia z wakacji, 2003–2007.

PRASA

Specjalista od kolażu. Wystawa “Jan Dziaczkowski. Pozdrowienia z wakacji” w Czytelni Sztuki w Gliwicach
Marta Odziomek, GAZETA Katowice

Studio Prób Fotograficznych i Filmowych ZOOM

Marek Gerstmann • Andrzej B. Górski • Jerzy Malinowski • Ryszard Tabaka • Jan M. Zamorski

czytelnia sztuki | 18.04 – 16.05.2015 wystawa przedłużona do 31.05.2015 | wernisaż 18 kwietnia godz. 18.00 | kurator: Adam Sobota

W opinii wielu znawców kultury polskiej, w czasach PRL-u jej najbardziej wartościowa część była związana ze środowiskiem studenckim. Jednym z dowodów na to jest działalność w latach 1972–1979 grupy ZOOM, którą założyli studenci Politechniki Śląskiej w Gliwicach. Trzon grupy stanowili: Andrzej B. Górski, Marek Gerstmann, Jerzy Malinowski i Jan M. Zamorski, a znaczący wkład wniósł też do jej działalności Ryszard Tabaka. Swoje prace fotograficzne i filmowe przedstawiali w formie wystaw, instalacji i happeningów, włączając w to efekty dźwiękowe, elementy aktorstwa i różne formy współpracy z publicznością. Przestrzeń galerii traktowali na równi z przestrzenią publiczną, zaskakując widzów formą dzieł i zmuszając do rewidowania pojęciowych stereotypów. W krótkim czasie swoje amatorskie zainteresowania zmienili w profesjonalną działalność na obszarze nowych mediów sztuki.

Jerzy Malinowski | RUCH |

Największy rozgłos grupie przyniósł udział w Festiwalach Artystycznych Młodzieży Akademickiej FAMA, gdzie w 1975 r. za swoje realizacje zostali uhonorowani główną nagrodą. Takie ich wspólne pokazy jak Podróż, Ochrona środowiska, Żywe portrety czy Fragment, realizowane były w różnych wersjach na przeglądach młodej sztuki, pokazach nowych mediów, a także jako własne wystawy w klubach studenckich i galeriach sztuki. Akcją wieńczącą działalność ZOOM było Zamknięcie w toruńskiej galerii BWA w 1979 r., na co składała się ich wystawa retrospektywna i tygodniowe odosobnienie grupy w jednej z sal. Ponieważ jednak jej członkowie rozwijali też równolegle indywidualną działalność twórczą, nie oznaczało to końca ich obecności na scenie sztuki. Niemniej specyficzny dla lat siedemdziesiątych kontekst polityczny i artystyczna funkcja nowych mediów sprawiły, że historia grupy ZOOM zasługuje na szczególną uwagę.

Adam Sobota

Marek Gerstmann, Ryszard Tabaka | PRZEBICIE |

| OCHRONA ŚRODOWISKA |

| FRAGMENT |

Ryszard Tabaka | PRZEŁAMYWANIE KRAJOBRAZU |

Jerzy Malinowski | AUTOPORTRET |

Jan M. Zamorski | UKŁADANKA |

Marek Gerstmann | MIKROPRZESTRZEŃ |

Żywe portrety

Matteo Terzaghi Marco Zürcher – WYSTAWA PROJEKTU METROPOLIS

13 MARCA (piątek) 2015 godzina 18.00 | Czytelnia Sztuki

13.03-12.04.2015 r.

Matteo Terzaghi
Marco Zürcher
Hotel Silesia
What am I doing here?

(…) obrazy lepiej niż cokolwiek innego potrafią przywołać coś, co jest warunkiem wszelkiej historii, ale ją przekracza – czyli obecność przedmiotów i żywych istot, zwłaszcza osób, w świetle realnym i świetle wyobraźni.

Matteo Terzaghi, Marco Zürcher
Hotel Silesia

Szwajcarscy artyści przyjechali na Śląsk niewiele wiedząc o codziennym życiu regionu, także tym historycznym. Ich polskie wspomnienia pochodziły tylko i wyłącznie zza żelaznej kurtyny – obrazy długich kolejek przed sklepami, w których nie ma nic do kupienia, Ojczyzna Papieża. Po odwiedzeniu lokalnych muzeów i instytucji postanowili skupić się właśnie na aspekcie codzienności, nie podążając oficjalnymi szlakami historii, która i tak przebija co rusz ze zwykłych fotografii. Pracując z archiwami – zarówno instytucjonalnymi, ale także tymi prywatnymi mieszkańców śląskich miast oraz fotografiami znalezionymi na lokalnych targach staroci, nie starali się budować historii. Poruszają się w obcej sobie symbolice próbując wyłapać lokalne kody. Ich praca miejscami przypomina badanie socjologa, który z najmniejszego szczegółu na fotografii chce wyczytać prawdę sytuacji czy historii. Jednak ich badanie staje się bardziej poetyckim zestawieniem obrazów – swego rodzaju fantazją na temat śląska. Pobyt rezydencyjny Matteo Terzaghi i Marco Zürchera podsumowuje artystyczne wydawnictwo Hotel Silesia. Jest ono zbiorem kilkudziesięciu fotografii, z których wyczytać można śląskie marzenia, mity, sny i pragnienia.

Wystawa w Czytelni Sztuki jest podsumowaniem pracy, którą artyści wykonali podczas programu rezydencyjnego Metropolis, ale także prezentacją części ich dotychczasowych twórczych dokonań. Przedstawione artystyczne publikacje pokazują jak wielowątkowe jest ich rozumienie wizualnych archiwów – nie raz bawią się obrazem, zmieniają jego dotychczasowy kontekst, budują nowe narracje.

Będąca częścią ekspozycji projekcja pt. What am I doing here? także pokazuje jak przewrotnie potraktowany może być obraz. Wyciągnięte ze starych encyklopedycznych i popularno-naukowych wydawnictw fotografie ukazują miejsca wyjątkowe, niegdyś niedostępne łatwo i powszechnie. Dzięki małej postaci znajdującej się na fotografii czytelnik był stanie odczytać skalę przestawionego obiektu czy zjawiska – wielkich gór lodowych, ogromnego wiaduktu czy wodospadów. Dzisiaj te fotografie nie spełniają już swojej roli w tak istotny sposób, mimo iż tak naprawdę nie straciły na swej aktualności. I także tutaj, na wystawie nie służą już popularyzacji wiedzy na temat natury czy technologii.

Maga Sokalska

Artystyczna publikacja Hotel Silesia stanowi podsumowanie działań rezydentów Projektu Metropolis – Matteo Terzaghi i Marco Zürchera. Książka została wydana nakładem Muzeum w Gliwicach, w serii Czytelnia Sztuki. 2013, ISBN: 978-83-89856-56-2 / W dniu wernisażu książka dostępna będzie w promocyjnej cenie 15 pln!

Wystawa powstała dzięki wsparciu:
the Swiss Arts Council Pro Helvetia.



Projekt Metropolis to największa dotychczasowa wystawa sztuki współczesnej, podejmująca się tworzenia aktualnego obrazu Górnego Śląska i Zagłębia Dąbrowskiego.

Pokaz podsumowuje realizowany od trzech lat program działań – międzynarodową dyskusję artystów wizualnych i dźwiękowych oraz teoretyków, traktujących sztuki wizualne jako narzędzie poznawcze, a nie realizujące przyjętą tezę czy wyobrażenia.

Program Projekt Metropolis bazował na rezydencjach artystycznych na terenie całego Górnego Śląska i Zagłębia Dąbrowskiego oraz akcjach opierających się na aktywności mieszkańców regionu. Podczas powstawania prac szczególny nacisk położony był na działania ze społecznościami lokalnymi i propagowanie sztuki współczesnej tam, gdzie dotąd jej nie było, gdzie brak instytucji sztuki. Powstało kilkadziesiąt nowych dzieł sztuki artystów z różnych krajów i środowisk artystycznych.

Wystawa odkrywa równolegle, istniejące obok siebie, zróżnicowane: miasta w mieście, regiony w regionie. Czy bowiem znamy rzeczywiście nasz region, metropolię, miasta, dzielnice? Czy to jeden wizerunek, a może raczej jest ich wiele? Szereg nakładających się na siebie, przenikających obrazów: życzeniowych, ale i niechcianych, bazujących na tradycji, ale i wyraźnie od niej się odcinających.

Projekt Metropolis uwzględnia wiele perspektyw: społecznych, ekonomicznych, historycznych, kulturowych, politycznych. Tworzy nową ikonografię Śląska, odpowiadającą dzisiejszym przemianom i wyzwaniom współczesności. Pośród zagadnień podejmowanych przez artystów znajdują się między innymi: jednostkowa pamięć oraz umowność historii i granic, praca nad archiwami, skutki polskiej transformacji oraz blaski i cienie modernizacji, obecność mniejszości narodowych, język, wykluczenia ekonomiczne, przemiany pracy i krajobrazu, różne koncepcje przyszłości regionu, społeczna partycypacja, prze-pisywanie historii sztuki…

Wystawa uspójniona jest pracą-scenografią Łukasza Błażejewskiego, organicznie wiążącą poszczególne, autonomiczne wypowiedzi artystów. Tytułowe słowa: Metropolis i Projekt odnoszą się do przyszłościowego konceptu regionu – jednego organizmu. Jednocześnie teren realizacji prac jest pomyślany jako glokalizacyjna matryca działań, z możliwością uniwersalnego odczytania problemów współczesnego świata również dla innych miejsc.

Stanisław Ruksza, kurator wystawy

Artyści: Anna Baumgart, Łukasz Błażejewski, Bogna Burska, Maciej Chodziński, Kuba Dąbrowski, Mikołaj Długosz, Magda Fabiańczyk, Giuseppe Fanizza, Marek Glinkowski, Frederik Gruyaert, Erla S. Haraldsdóttir, Paul Philipp Heinze, Lars Holdhus, Rafał Jakubowicz, Grzegorz Klaman, Barbora Klimova, Paweł Kulczyński, Darri Lorenzen, Bartek Materka, Krzysztof Miękus, Rafał Milach, Patrycja Orzechowska, Jan Pfeiffer, P.O.L.E., Natalia Romik, Maciej Salamon, Łukasz Skąpski oraz Ayuta, Rafał Bujnowski, Paweł Jarodzki, Łukasz Jastrubczak, Tomek Kowalski, Piotr Kurka, Kamil Kuskowski, Mikołaj Małek, Malwina Rzonca, Wilhelm Sasnal, Grzegorz Sztwiertnia, Małgorzata Szymankiewicz, Kristian Skylstad, Łukasz Surowiec, Matteo Terzaghi, Magda Tothova, Łukasz Trzciński, Matej Vakula, Aleksandra Wasilkowska, Marco Zürcher
WYSTAWA PROJEKT METROPOLIS | 27.02-19.04.2015 | Centrum Sztuki Współczesnej Kronika w Bytomiu, Kopalnia Guido w Zabrzu, przestrzeń publiczna miasta Tychy, Czytelnia Sztuki w Gliwicach

otwarcie: 27 LUTEGO (piątek) 2015 godz. 17:00 | Muzeum Śląskie w Katowicach
ul. Tadeusza Dobrowolskiego 1 | o godz. 19.00 koncert Roberta Piernikowskiego
Kurator: Stanisław Ruksza | Scenografia: Łukasz Błażejewski

Otwarcia pozostałych części wystawy:

28 LUTEGO (sobota) 2015
Centrum Sztuki Współczesnej KRONIKA w Bytomiu | Rynek 26 | godz. 19.00
Kopalnia Guido w Zabrzu – 320m pod ziemią | ul. 3 Maja 93 | godz. 15:00 | konieczna rezerwacja telefoniczna: tel. 032-271-40-77
Instalacja w przestrzeni publicznej w Tychach | 50°07′01.21”N 18°59′23.21”E | godz. 12:00

Program Projekt Metropolis współorganizowany jest przez Fundację Imago Mundi, Centrum Sztuki Współczesnej Kronika w Bytomiu i Muzeum Śląskie w Katowicach.

Zespół (Fundacja Imago Mundi i CSW Kronika w Bytomiu): Dorota Aniszewska, Piotr Bujak, Agata Cukierska, Radek Ćwieląg, Agata Gomolińska-Senczenko, Kaja Gliwa, Katarzyna Kalina, Katarzyna Maniak, Daria Maślona, Aleksandra Matuszczyk, Maga Sokalska, Łukasz Szymczyk, Agata Tecl-Szubert, Martyna Tecl-Reibel, Łukasz Trzciński, Paweł Wątroba, Katarzyna Wojtasiewicz, Marcin Wysocki.

Dofinansowano ze środków Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego.
Partnerzy wystawy: Griffin Art Space, Epson, Silesia Film
Mecenas towarzyszącego programu edukacyjnego: Griffin Art Space
Partnerzy: Bytomskie Centrum Kultury, Miasto Chorzów, Czytelnia Sztuki w Gliwicach, Kopalnia Guido w Zabrzu, Efekt Plus, Konior, Da Vinci Team, KZK GOP, Stych

Współpraca:
Careof/DOCVA w Mediolanie, FUTURA Centre for Contemporary Art, Muzeum Miejskie w Tychach, Icelandic Art Center, MDK Batory, Fundacja Brama Cukermana, Kunsthaus Dresden, Miasto Sosnowiec, Kunsthall Grenland, Miasto Piekary Śląskie, Miasto Tychy, Fundacja Współpracy Polsko-Niemieckiej, Narodowe Centrum Kultury, Reykjavik Art Museum, Narodowy Instytut Audiowizualny, Muzeum Historii Polski, Pro Helvetia, NoPlace, Fundusz Wyszehradzki

Zdzisław Beksiński

Wernisaż oraz premiera najnowszej publikacji Zdzisław Beksiński. Listy do Jerzego Lewczyńskiego”.
30 stycznia 2015 | godz. 18.00 | o wystawie i książce będą rozmawiać Krzysztof Jurecki i Adam Sobota |

Fotografie Zdzisława Beksińskiego. Wystawę przygotowało z własnej kolekcji Muzeum Narodowe we Wrocławiu.
Kurator: Adam Sobota | 30 stycznia – 8 marca 2015

Gorset sadysty

Gorset sadysty

Zdzisław Beksiński (1929–2005) był artystą obdarzonym niezwykłą wyobraźnią, przenikliwym intelektem i wszechstronnymi zainteresowaniami, a mimo to niedocenianym, chociaż w poszczególnych dziedzinach swojej działalności miał zagorzałych zwolenników. Fotografią zaczął się zajmować jako student architektury (1947–1952), traktując to jako przygotowanie do kariery filmowca. Duże nadzieje wiązał ze swoimi próbami w dziedzinie malarstwa, rysunku i rzeźby, które efektownie wpisywały się w nurty sztuki materii i abstrakcji. Jednak to jego eksperymenty z fotografią są czymś wyjątkowym na tle rozkwitu polskiej sztuki w drugiej połowie lat 1950-tych. Poprzez to medium dobitnie wyrażano modernistyczne strategie sztuki, Beksiński mógł więc tutaj dokonywać krytycznej oceny dorobku awangardy i prognozować jej dalszy rozwój. Jego poglądy – które potwierdza korespondencja z Jerzym Lewczyńskim i Bronisławem Schlabsem – odzwierciedlają się w zmysłowych i perfekcyjnych studiach postaci, przedmiotów, pejzaży, oraz efektów świetlnych, gdzie autor przekazuje zarówno fascynacje formami, jak i dystans wobec różnych konwencji. Beksiński nie akceptował zarówno stereotypów kultury popularnej, jak i stereotypów awangardowości. Jedyny istotnie innowacyjny kierunek dostrzegał w operowaniu zestawami fotografii różnej proweniencji, co znalazło wyraz w jego pracach z lat 1958/1959.

To, że artysta demonstracyjnie porzuci fotografię dla malarstwa o szczególnej manierystycznej formie, może być więc odczytane jako prekursorskie na polskim gruncie przyjęcie postawy postmodernistycznej. Tym bardziej, że Beksiński nadal zajmował się nowymi mediami sztuki: filmem, wideo, kompozycjami dźwiękowymi, czy grafiką komputerową, chociaż zwykle postrzegano go tylko jako malarza. To jednak zaczęło się zmieniać. Cała twórczość Beksińskiego coraz częściej traktowana jest z równą uwagą i pozostaje atrakcyjna. Także jego fotografie nieodmiennie pobudzają emocje i wyobraźnię.

Adam Sobota


Beksiński odkrywany na nowo | Krzysztof Jurecki | O.pl


Publikacja Zdzisław Beksiński. Listy do Jerzego Lewczyńskiego”

Opracowała i wstępem opatrzyła: Olga Ptak
Format: 240×160 mm
Oprawa twarda, 744 strony
Cena: 62 zł NAKŁAD WYCZERPANY
ISBN 978-83-89856-71-5
Książka dostępna w dobrych księgarniach w całej Polsce oraz księgarniach internetowych m.in. http://bonito.pl/,http://www.gandalf.com.pl/.
Zamówienia prosimy kierować na adres redakcja@muzeum.gliwice.pl

Listy do Jerzego Lewczyńskiego to lektura z wielu względów niezwykła, a dla wszystkich wyznawców “Beksy” obowiązkowa. Drobiazgowo opracowana przez Olgę Ptak korespondencja przedstawia na tle epoki postać równie genialnego, co kontrowersyjnego artysty. Trzysta listów napisanych do przyjaciela w ciągu czterdziestu lat opublikowanych na siedmiuset stronach to rodzaj “autoportretu wielokrotnego” Beksińskiego. W zażyłym kontakcie z Lewczyńskim, Beksiński jest subtelny, ironiczny, do bólu szczery, przenikliwy i przewrotnie inteligentny, ale bywa także złośliwy i niecierpliwy, opryskliwy, a nawet wulgarny. Epistolograficzna mania Beksińskiego pozwala wniknąć w rzeczywistość drugiej połowy XX-wieku, w trywialnej, peerelowskiej codzienności odnaleźć ślad artystycznego geniuszu.

Adam Mazur

Zdzisław Beksiński był nie tylko wybitnym fotografem (a także, ale to już inna historia, malarzem); był też po prostu człowiekiem, tak ciekawym, że chwilami przerażającym. Tom listów adresowanych do Jerzego Lewczyńskiego odsłania Beksińskiego jako płodnego, pozbawionego złudzeń (a jednak karmiącego się nimi) epistolografa, człowieka namiętnego w pracy i dziwnie przy tym namiętności pozbawionego; odsłania jego dziwaczną, pociągającą i odstręczającą chwilami konstrukcję. Jest w tych listach także Polska, od końca lat pięćdziesiątych (wtedy Beksińskiemu brakuje węgla, a w pracowni panuje temperatura poniżej zera) aż po koniec lat dziewięćdziesiątych (kiedy Beksiński ze swobodą objaśnia zawiłości archiwizacji plików graficznych); jest cała przyjaźń, cóż z tego, że tylko z jednej strony opisana. Jest Beksiński wreszcie, ten, który aż do śmierci pozostawał najbardziej ukryty: Beksiński człowiek. Nie fotograf, nie malarz, tylko poraniona istota. Świetnie się tę opowieść czyta.

Wojciech Nowicki

Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Elegant / Maga Sokalska

Maga Sokalska, Krajobraz, z cyklu Elegant, 2014

Wernisaż: 18.10.2014 (sobota), g.18.00
Wystawa: 18.10–16.11.2014 |
Wystawa przeznaczona jest tylko i wyłącznie dla osób pełnoletnich.

Elegant. Rodzaj męskoosobowy.

W fotografiach i fotomontażach Magi Sokalskiej męskość zostaje rozebrana z wierzchnich warstw tak by widać było samą jej konstrukcję: zostaje rozłożona na czynniki pierwsze, pokawałkowana i na nowo posklejana. Bazując na oryginalnych zdjęciach – pochodzących z domowego archiwum Jana Białasa lub z anonimowych źródeł z połowy XX wieku – artystka z bliska przygląda się męskiemu ciału: jego ułożeniu, językowi gestów i codziennym rytuałom. Analizując ich performatywny potencjał, zagląda pod dwurzędowy garnitur, studiuje splot krawata oraz kształty erotycznych fantazmatów. Sprawdza jak głęboko stylizacja i maniera wniknąć mogą w skórę i głębokie tkanki ciała. Aż do tożsamościowego szkieletu. W jakim stopniu nadają rysy płci kulturowej, a w jakim to sama płeć domaga się serii potwierdzających czy konstytuujących ją działań. Artystka z czułością fetyszyzuje estetykę lekkiego zarostu, użytkowo-dekoracyjną ambiwalencję kieszonkowego grzebienia czy stanowczość savoir vivre’u. Mierząc zaś poziom testosteronu wewnątrz i na zewnątrz męskiego ciała, tworzy obrazkową mapę wintydżowych gadżetów, bezwiednie nabytych odruchów i męskoosobowych form seksualności.

Materiały archiwalne, które artystka zestawia z fotografiami własnego autorstwa ujawniają swoją afektywną naturę dopiero w momencie, w którym opuszczają pierwotny kontekst. Sokalska wchodzi w fizyczny wręcz kontakt z opracowywanym materiałem ikonograficznym: tnie go na kawałki, przetwarza, remiksuje. Traktuje jako impuls i używa go jak alfabetu, na bazie którego stwarza swój autorski idiom dla wystawy: collage zawieszony między dwoma porządkami czasowymi, estetycznymi i płciowymi.

Francuski filozof różnicy, Gilles Deleuze pisał kiedyś, że to nie początek i koniec rzeczy ma znaczenie, ale sam jej środek, proces, transformacja. Że najciekawsza myśl wyrasta zawsze i tylko ze środka – że to tam wszystko wychodzi na jaw. Zgodnie z tą zasadą Sokalska omija punkt zero i startuje właśnie ze środka – interpretuje źródła archiwalne, re-generuje je i re-formuje.

(De)konstruuje płeć społeczno-kulturową i odgrywa ją na własnej skórze. Zawłaszcza istniejące już obrazy oraz tożsamości i obudowuje je własną narracją. Wszystko w myśl Wittgensteinowskiej idei: nie pytaj o znaczenie, pytaj o użycie.Materiał archiwalny jest performatywny. Stanowi bazę do kreacji, a nie coś, co dokonało się już w czasie przeszłym i jest niereformowalne. Samym swoim istnieniem przecież odtwarza teatralną sytuację, która – o ile weszło się z archiwum w głębszy kontakt – polega na spotkaniu. Wtedy dostaje drugie życie i zaczyna oddychać w innym rytmie. Działa na zasadzie postprodukcji.

Tak jak u Sokalskiej, gdzie stare, czarno-białe fotografie poprzecinane zmarszczkami pękającej emulsji zostają skonfrontowane ze współcześnie stylizowanymi zdjęciami artystki przedstawiającymi nagie, męskie ciało. I to te ostatnie niosą w sobie transgresyjny potencjał. Ujawniają. Rozbierają. Odsłaniają. Odsłaniają napięcia pojawiające się na granicy tego, co intymne i publiczne, co nagie i obudowane sztafażem kulturowych naleciałości. To właśnie ten punkt styku interesuje Sokalską najbardziej.

Odsłaniają: kształty ciała, erogenność myśli, fantazmaty kobiecości.
Tutaj figura kobiety to waginalny kształt owocu.
Pejzaż, którego kompozycja przypomina kształt kobiecych bioder.
Niedoświetlona stykówka z domówki ze striptizem.
Tutaj mężczyzna to szorstki, ostro wykończony gest.
Posągowa figura. Papieros. Mocna linia barków.
Całkiem sporo tu erotycznej energii. Dlatego Sokalska dozuje ją za pomocą lirycznej sugestii, w delikatnych próbkach gestów i z poziomu dwuznaczności znaków.
Odsłania. Daje impuls. Reszta należy do odbiorcy.

Kultowe stwierdzenie Duchampa, że patrzący są tymi, którzy tworzą obraz, w pracach składających się na wystawę „Elegant” ujawnia się na dwóch poziomach: najpierw w kontakcie artystki z materiałem archiwalnym, później zaś jako efekt konfrontacji i negocjacji między artystką i odbiorcą. Bo „Eleganta” trzeba rozebrać. Trzeba go rozebrać z wierzchnich warstw by widać było jego konstrukcję. Trzeba go odsłonić. Połowa tej pracy należy do widza.

Anka Herbut

Wystawa Elegant , której pierwsza odsłona miała miejsce w Czytelni Sztuki w październiku zeszłego roku została doceniona. Dnia 7.10.2015 r. Maga Sokalska została uhonorowana Nagrodą dla młodego twórcy im. Anny Chojnackiej za najlepszą pod względem artystycznym wystawę indywidualną w Województwie Śląskim w 2014 roku. Nagroda została przyznana przez Okręg Śląski Związku Polskich Artystów Fotografików.

Punkt początkowy

Punkt początkowy | 5 / 09 – 5 / 10 / 2014 | wernisaż: 5 / 09 / 2014 / godz. 18.00 | czytelnia sztuki | dolnych wałów 8a | gliwice

Choć Punkt początkowy to pierwsza wystawa Barbary Wójtowicz-Flądro, mamy do czynienia ze sztuką dojrzałą, odważnie podejmującą stabuizowany temat utraty ciąży. Obrazy ukazują osamotnienie kobiety po utracie dziecka i jej tęsknotę za nim. Wybór hiperrealistycznego malarstwa pozwala artystce na zachowanie dystansu, metaforyczność a zarazem precyzję wypowiedzi. Uzupełnieniem tego jest cykl mniejszych przedstawień, będących czymś w rodzaju wizualnego pamiętnika. Pojawiają się tu przedstawienia embrionów, obraz USG, zdjęcie nowo narodzonego dziecka, rysunek odnoszący się do krwotoku związanego z poronieniem, przygnębiający widok ze szpitalnego okna. To jakby odpryski tego, co pozostało w pamięci; rozerwane na strzępy fragmenty poukładanego wcześniej świata. Mogą się one kojarzyć z przedmiotami ukazanymi wokół leżącej na łóżku szpitalnym Fridy Kahlo w jej obrazie Henry Ford Hospital, będącym zarazem pierwszym przedstawieniem tematu poronienia w sztuce zachodniej. Basia, tak jak Frida, maluje swoje portrety, ale robi to w sposób zupełnie inny. Jest jednak jeszcze coś, co łączy te artystki. Hiperrealistyczny obraz ukazujący autorkę kucającą na zielonym fotelu ginekologicznym, tak samo jak obraz Kahlo, wyraża dojmujące poczucie osamotnienia, opuszczenia, nieukojonego żalu.

Izabela Kowalczyk

Cykl obrazów jest reakcją na traumatyczne doświadczenie związane z kobiecością. Tytułowy punkt początkowy ma dla mnie wielowymiarowe znaczenie. Przede wszystkim jest formą autoterapii, w której uruchomiłam procesy twórczej kreacji, świadomie dążąc do zamierzonego celu. Ponadto jest zapisem wycinka czasu i zdarzenia, które najprawdopodobniej usiłowałabym wyprzeć ze świadomości, ze względu na jego emocjonalny ładunek.

Praca nad obrazami była także, próbą ostatniej szansy samodzielnego wyjścia z załamania nerwowego. Załamania tego rodzaju nie należą do typowych reakcji na „stratę”, jest to coś w rodzaju kulminacji sumy życiowych, negatywnych doświadczeń. Jest wiecznym, wszechogarniającym mrokiem. Jest bolesną męką dla ciała i umysłu, w którym kotłują się demoniczne wizje. Jest wyciem o uwolnienie od swoich myśli nawet za cenę niebycia. Jednak, doświadczenie to uruchomiło także, pewne procesy związane ze zrozumieniem siebie, oraz środowiska, w którym żyję. W związku z tym, z perspektywy czasu mogę je uznać za niezwykle ważne, czy wręcz kluczowe w procesie kształtowania świadomości.

Autoportret w przypadku podjętego tematu, dał mi możliwość zobaczenia siebie wprost w zaistniałej sytuacji. Natomiast niewielkich rozmiarów obrazki powstały przy użyciu różnych technik i są czymś w rodzaju struktur wizualnych. Ich tematyka to często abstrakcyjne motywy, będące niejako odpryskami emocji, czy zapamiętanych skrawków obrazów. Są to nieznośne i natrętne formy pamięci, zbudowane częściowo z pamiątek, z którymi nie wiadomo co zrobić.

Barbara Wójtowicz-Flądro

III edycja Konkursu na projekt książki fotograficznej

Werdykt Jury III edycji konkursu na projekt książki fotograficznej im. Wilhelma von Blandowskiego:

Jury nagrody konkursu na projekt książki fotograficznej im. Wilhelma von Blandowskiego w składzie: Grzegorz Krawczyk – dyrektor Muzeum w Gliwicach, Wojciech Nowicki, Marcin Gołaszewski, Maga Sokalska po zapoznaniu się ze wszystkimi nadesłanymi propozycjami postanowiło w roku 2015 nie przyznać nagrody głównej.
Pomimo to jury postanowiło wyróżnić dwa dalekie od przeciętności projekty.
Projekt Kai Raty, zatytułowany „Łajka, wróć!” to krótka, dowcipna opowieść wizualna, mieszająca rozmaite techniki artystyczne i materiały pochodzące z różnych źródeł – od autorskich rysunków po zdjęcia i ryciny zaczerpnięte z wydawnictw. Swoboda tej kolażowej historii jest wciągająca, sama zaś opowieść jest lekka i pozbawiona pretensji.
„1001 złych uczynków” Konstancji Nowiny Konopki to jeden z nielicznych długofalowych projektów fotograficznych, jakie zostały zaproponowane w tegorocznej edycji konkursu. Zdjęcia składają się na delikatną, niemal pastelową opowieść o grupie chłopców z zabrzańskich Biskupic, którzy zdają się żyć nieco poza czasem, poza społecznym przymusem (dobrego zachowania, edukacji); czystość fotograficznego materiału podkreślona została delikatnym, niemal eterycznym projektem graficznym autorstwa Katarzyny Ewy Legendź.
Należy też wymienić inne projekty, w przekonaniu jury również warte uwagi.
„Na pamiątkę!” Krystiana Daszkowskiego podejmuje – coraz częściej ostatnio zauważany – aspekt tradycyjnej fotografii: jej fizyczność. Istnienie odbitki, niegdysiejszy pewnik (dziś anulowany cyfrowym charakterem zdjęć) pozwalał na zapisanie informacji, czy komentarza na odwrocie fotografii. Autor „Na pamiątkę!” wykonuje więc gest, który zwraca uwagę na to, co było w przeszłości nierozłącznie związane z fotografią: pokazuje tylko zapisane tyły zdjęć.
Ernst Wińczyk przedstawił do konkursu projekt „Beli Dvor” – zdjęcia z Białego Dworu w Belgradzie, wynajętego na jeden wieczór na raut dla korporacji. Autor podejmuje temat degradacji zabytkowego wnętrza, odtwarzając – już po powrocie do Polski, na reprodukcjach – zniszczenia, jakim podlegają zabytki, wynajmowane każdemu, kto odpowiednio zapłaci.
„There Is No Choice” Michała Sierakowskiego to połączenie fotografii, tym razem czarnobiałych, z rycinami zaczerpniętymi z książek. Ta narracja o onirycznym charakterze składa się – choć nie jest to oczywiste na pierwszy rzut oka – na opowieść o braku wyboru. „Wszystko jest zdeterminowane przez prawa fizyki, matematyki, chemii” pisze autor w autokomentarzu, i zdaje się żałować, że tak właśnie jest.
Po przeglądnięciu prac przedstawionych do konkursu narzuca się wniosek dotyczący większości projektów: ich autorzy niewątpliwie z wielką uwagą obserwują rynek wydawniczy zarówno polski, jak i zagraniczny – stąd zapewne tak wiele zapożyczeń (niekoniecznie świadomych). Wiele projektów, zarówno wśród najlepszych, jak i najsłabszych, operuje gdzieś na międzygatunkowym styku, pomiędzy fotografią, grafiką, afabularną narracją opartą na wolnej grze skojarzeń. Niewiele mogliśmy oglądać projektów ściśle fotograficznych, wynikających z długotrwałej pracy nad tematem. Ta niewiara w język fotografii przekłada się na niższy niż w latach ubiegłych poziom nadesłanych prac.

Polecamy uwadze książkę będącą efektem poprzedniej edycji – “Alles ist Gut” Wojtka Kostrzewy


REGULAMIN KONKURSU NA PROJEKT KSIĄŻKI FOTOGRAFICZNEJ

I Organizator oraz przedmiot konkursu

  1. Czytelnia Sztuki | Muzeum w Gliwicach z siedzibą w Gliwicach, ul. Dolnych Wałów 8a, 44-100 Gliwice, zwane dalej Organizatorem, ogłasza konkurs na autorski projekt książki fotograficznej.

II Uczestnicy konkursu

  1. Konkurs przeznaczony jest dla osób pełnoletnich, posiadających obywatelstwo polskie.
  2. Prace mogą być realizowane oraz zgłaszane do konkursu indywidualnie lub zespołowo.

  3. Konkurs ma charakter otwarty, jednoetapowy, ogólnopolski.

III Warunki uczestnictwa w konkursie

  1. Warunkiem uczestnictwa w konkursie jest dostarczenie w określonym terminie projektu zgodnego z wymaganiami, określonymi w punkcie IV niniejszego Regulaminu.
  2. W konkursie nie mogą brać udziału pracownicy Organizatora, członkowie Komisji Konkursowej, a także członkowie ich najbliższych rodzin oraz osoby powiązane zawodowo.

IV Wymagania jakie powinien spełniać projekt

  1. Przedmiotem projektu powinna być książka fotograficzna, czyli publikacja, w której najistotniejszą rolę i reprezentację odgrywa fotografia.

  2. Projekt powinien zostać dostarczony w postaci makiety z dołączoną specyfikacją techniczną dotyczącą sposobu wykonania. Wraz z makietą można przesłać projekt w formie elektronicznej. Projekty nadesłane wyłącznie w formie elektronicznej nie będą oceniane.
  3. Z konkursu wyłączone zostają prace wcześniej publikowane oraz prace stanowiące przedmiot jakiejkolwiek umowy wydawniczej.
  4. Na konkurs można nadesłać dowolną ilość projektów.

V Miejsce i termin składania prac konkursowych

  1. Prace konkursowe, z dopiskiem „Konkurs na autorski projekt książki fotograficznej” należy dostarczyć na adres: Czytelnia Sztuki | Muzeum w Gliwicach,ul. Dolnych Wałów 8a, 44-100 Gliwice
  2. Nieprzekraczalny termin dostarczenia upływa 15 stycznia 2015 roku (decyduje data stempla pocztowego lub nadania przesyłki kurierskiej).
  3. Do pracy konkursowej należy dołączyć wypełnioną kartę zgłoszeniową (Załącznik nr 1 do regulaminu).

VI Ocena prac

  1. Oceny prac oraz wyboru zwycięskiego projektu dokona Komisja Konkursowa.
    Organizator konkursu zastrzega sobie prawo do zmiany składu Komisji Konkursowej.
  2. Komisja Konkursowa ma prawo do nierozstrzygnięcia konkursu.
  3. Organizator nie zwraca uczestnikom prac biorących udział w konkursie.

VII Nagroda

  1. Przyznana zostanie jedna nagroda główna.

  2. Nagrodą główną w konkursie jest opublikowanie książki, na podstawie zwycięskiego projektu wyłonionego w procedurze konkursowej.
  3. Po rozstrzygnięciu konkursu zostanie zawarta umowa wydawnicza z autorem zwycięskiego projektu.

  4. Organizator konkursu zastrzega sobie prawo do niezrealizowania zwycięskiego projektu w przypadku, gdy zajdą uzasadnione okoliczności uniemożliwiające jego realizację.

VIII Ogłoszenie wyników

  1. Ogłoszenie wyników nastąpi do dnia 10 lutego 2015 roku.

  2. Wyniki konkursu zostaną podane na stronie internetowej Organizatora: czytelniasztuki.openform.pl
  3. Laureat konkursu zostanie poinformowany o wyniku indywidualnie.
  4. Organizator konkursu zastrzega sobie prawo do opublikowania imienia, nazwiska/nazwy i informacji o laureacie, a także wszystkich projektów konkursowych oraz umieszczenia tych informacji w materiałach promocyjnych Organizatora.

IX Prawa autorskie

  1. Uczestnik konkursu oświadcza, że przysługują mu wyłączne prawa do eksploatacji i rozporządzania w całości lub w części prawami autorskimi do projektu.

  2. Przekazanie prac do udziału w konkursie traktowane jest jako oświadczenie, że projekt nie narusza praw osób trzecich, w szczególności nie narusza ich majątkowych i osobistych praw autorskich.
  3. Uczestnik konkursu ponosi odpowiedzialność za szkody poniesione przez Organizatora wskutek utraty lub ograniczenia praw określonych powyżej zgodnie z oświadczeniami Uczestnika konkursu i zwalnia Organizatora z obowiązku naprawienia szkód i wypłaty odszkodowań na rzecz osób trzecich, zobowiązując się jednocześnie do pełnego uregulowania tych należności zamiast Organizatora.
  4. Autor nagrodzonej pracy zobowiązuje się do podpisania z Organizatorem odrębnej umowy w związku z publikacją książki.

X Postanowienia końcowe

  1. Organizator nie ponosi odpowiedzialności za szkody spowodowane podaniem błędnych lub nieaktualnych danych przez uczestników konkursu.

  2. Organizator konkursu nie ponosi odpowiedzialności za ewentualne uszkodzenie lub zaginięcie pracy konkursowej powstałe w czasie przesyłki.

  3. Uczestnik Konkursu wyraża zgodę na przetwarzanie danych osobowych w rozumieniu ustawy z dnia 29 sierpnia 1997 r. o ochronie danych osobowych (Dz. U. z 2002 r. Nr 101, poz. 926, z późn. zm.) przez Organizatora w celach prowadzenia konkursu, wyłonienia laureatów i przyznania nagród oraz w celach promocyjnych.
  4. Zgłoszenie pracy do konkursu jest równoznaczne z akceptacją niniejszego Regulaminu.
  5. We wszystkich kwestiach spornych decyduje Komisja Konkursowa.

  6. Wszelkie dodatkowe informacje na temat Konkursu udzielane są pod adresem: czytelnia@czytelniasztuki.pl

Plik .pdf do pobrania: Konkurs2014_RegForm.


FAQ

Co oznacza makieta, o której mowa w pkt IV? Jak ma wyglądać?

Makieta powinna być, na ile to możliwe – prototypem książki. A dołączona do niej specyfikacja techniczna powinna określać, jak najbardziej precyzyjnie się da, poszczególne elementy książki w jej końcowym, zaplanowanym przez autora, kształcie.

Czy Organizator konkursu określa budżet przeznaczony na produkcję zwycięskiego projektu?

Organizator konkursu nie określa limitów w budżecie przeznaczonym na produkcję zwycięskiej publikacji.

W jakim nakładzie zostaje wydana zwycięska publikacja?

Publikacja zostaje skierowana do produkcji na podstawie osobnej umowy wydawniczej, w której określony zostaje dokładny nakład książki.

Zmarł Jerzy Lewczyński

2 lipca 2014 roku zmarł w Gliwicach Jerzy Lewczyński. Urodził się w Tomaszowie Lubelskim 14 marca 1924 roku, żył dziewięćdziesiąt lat.
Był człowiekiem szczodrym, w każdym sensie tego słowa.

Msza żałobna za Jerzego Tadeusza Lewczyńskiego odbędzie się w sobotę 5 lipca, o godzinie 9.00, w kościele Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny w Gliwicach przy ulicy Kozielskiej. Ceremonia pogrzebowa odbędzie się na Cmentarzu Centralnym w Gliwicach.


Odszedł żołnierz Armii Krajowej, inżynier, uważny obserwator, wielki polski fotograf i artysta, świadek dwudziestego wieku, archeolog codzienności, znakomity człowiek.

Całe powojenne życie związał z Gliwicami, i stąd, ze zwykłego mieszkania w bloku, on, zwykły inżynier (jak lubił o sobie mawiać) nawiązał dialog ze światową fotografią, nierzadko brutalny, ale odświeżający i odbudowujący znaczenie tego medium. Pozostały po nim ważne dzieła i ważne prądy, wpływające do dziś na fotografów, artystów, kuratorów kolejnych pokoleń: wystarczy wymienić antyfotografię i archeologię fotografii. Antyfotografia to zestawienia zdjęć o chwiejnym, niedopowiedzianym znaczeniu, zdjęć przedstawiających to, co można uznać za brzydkie albo nieznaczące. A jednak – wraz ze Zdzisławem Beksińskim i Bronisławem Schlabsem – poprzez takie właśnie zdjęcia wprowadzili do polskiej fotografii nurt niezwykle ważny, którym żywi się ona do dziś, nie zawsze świadomie; dali jej nowe życie; i nie śmierć każe to stwierdzić, ale rozsądek i pamięć: Jerzy Lewczyński miał tu największe zasługi.Archeologia fotografii to już wynalazek wyłącznie Lewczyńskiego: można nazwać to inaczej – chodzi o nierozerwalne połączenie obrazu z życiem. Bo Lewczyński zdjął fotografię z piedestału, i kazał jej na nowo znaczyć coś konkretnego: opowiadać historię ludzi, historię kraju, historię samej siebie. Podejmował z ulicy, strychów, ze śmieci porzucone zdjęcia i wystawiał je w galeriach. Urodę i sens widział w tym, co obarczone skazą.

Archeologia fotografii to dziś klasyczne pojęcie.

Pod koniec życia zrezygnował w ogóle ze zdjęć, pokazywał kserograficzne kopie cudzych zapisków: na taki gest, gest gwałtownego odświeżenia własnego języka artystycznego, stać bardzo niewielu, tylko najwybitniejszych.

Był niezwykle szczodry. W swoim mieszkaniu przyjmował każdego, kto miał ochotę go spotkać. Dawał, o co go proszono: radę, zdjęcia, wywiad, rozmowę, a czasem wszystko naraz; w godzinie obiadu gości zapraszano do stołu. Był szczodry, w każdym sensie.

Wydawało się, że on jeden śmierci się wymknie, sam zwykł tak ponuro żartować; nie udało się, zmarł, dożywszy dziewięćdziesiątki. Ci, którzy go odwiedzali, od lat wiedzieli, że spocznie pod chodnikową płytą z ulicy Korfantego w Gliwicach. Znalazł ją i przechowywał od wielu lat. Był prawdziwym archeologiem współczesności, miał umiejętność dostrzegania swoistego piękna w miejscach, obok których inni przechodzili obojętnie.

Odszedł przyjaciel naszego Muzeum.
Żegnaj, Jerzy, dziękujemy.
Grzegorz Krawczyk
Dyrektor Muzeum w Gliwicach


Dziennik pisany muzyką. O twórczości Aleksandra Nowaka w Czytelni Sztuki

Serdecznie zapraszamy w najbliższy czwartek – 10 kwietnia – do Wrocławia na premierę utworu Aleksandra Nowaka “Dziennik zapełniony w połowie”, która odbędzie się w siedzibie Filharmonii Wrocławskiej o godzinie 19.00 w ramach festiwalu Musica Polonica Nova! (więcej…)

Radek Szlaga – Milenium

Miło nam poinformować, że wraz z początkiem marca w Czytelni Sztuki otwarta zostanie wystawa Milenium Radka Szlagi.

Milenium to nazwa jednego z PRL-wskich osiedli w Gliwicach, na którym przez pierwsze dziesięć lat życia mieszkał Radek Szlaga. Jego chłopięce przygody rozgrywały się pomiędzy odrapanymi ścianami bloków, i wśród pordzewiałych trzepaków. Na Milenium mały Szlaga zdobywał najwyższe gałęzie drzew, zapuszczał się w tajemnicze piwnice, podpalał gazety w rynnach i dopuszczał wszelkich innych psot, dla których warto było zaryzykować gniew świata dorosłych. Teraz, po latach, które upłynęły od czasów Milenium, dorosły Szlaga wykorzystuje w twórczości ułamki wspomnień, odtwarzając sceny, i postaci odciśnięte w pamięci. Jednak Milenium to nie beztroska opowieść o chłopięcych przygodach. Obrazy Radka nie są wolne od niepokoju. Są kruche i delikatne – pod warstwą kolorowej farby, artysta próbuje się zmierzyć z niemożliwym. Malowanie Szlagi, jest poszukiwaniem własnego miejsca w chaosie znaków i wspomnień. Jest nawracającą potrzebą mapowania prywatnej geografii, miejsc, z którymi jest lub był związany: Gliwic – Detroit – Szlagówki. Wydaje się, że malarstwo jest dla Szlagi, próbą oswojenia przemijania, pretekstem do przeszukiwań zakamarków przeszłości, zatracaniem się w tym co było, a teraz trwa jedynie jako efemeryczny fenomen pamięci. Droga wiodąca Szlagę do Milenium staje się niebezpieczną wyprawą. Mieszkańcy krainy dzieciństwa nabierają złowrogich rysów, a próby uporządkowania wspomnień i fantazmatów, opatrywane są gorzkim komentarzem malarza. Początkowa sielanka i beztroska, którą przyjmowaliśmy za pewnik, zaczyna zanikać z każdym kolejnym krokiem, każdym pociągnięciem pędzla.

Marta Kudelska, kuratorka wystawy

Radek Szlaga urodził się w 1979 roku w Gliwicach, gdzie mieszkał przez pierwsze dziesięć lat swojego życia. W 2005 roku ukończył z wyróżnieniem malarstwo na Akademii Sztuk Pięknych w Poznaniu, pod kierunkiem prof. Jerzego Kałuckiego. Współtworzył grupę PENERSTWO. W 2012 nominowany do Paszportów Polityki w kategorii sztuki wizualne. Jego twórczość była pokazywana na wystawach indywidualnych i zbiorowych m.in. w 2013 w galerii Trinosophes w Detroit, razem z Konradem Smoleńskim podczas 13 edycji festiwalu Performa w Nowym Yorku, a także na głośnej wystawie British British Polish Polish w warszawskim CSW Zamek Ujazdowski.

Nad twórczością Radka Szlagi unosi się duch radosnej anarchistycznej kontestacji i zderzony z nią odmienny nastrój – gorycz porażki. Jej lekkość jest pozorna. Jak w tragifarsie, przegraną ponosi naiwny podmiot (nie odróżnia Dona Kinga od Marcina Lutra, ani bohatera od zbrodniarza), który nagle spostrzega, że w sposób gogolowski śmiejąc się ze świata śmieje się sam z siebie, a jego los to włóczyć się po rumowiskach obrazów.
-Michał Lasota, kurator


Obrazy Szlagi są kopalnią cytatów, znanych postaci kultury, historyjek jak z babcinych opowieści, twarzy filmowych bohaterów. Z płócien patrzą na nas gęsto upchani farmerzy, czarni z Bronxu, bezdomni z Detroit i górale z rodzinnej Szlagówki. Recytowanie kultury, łączy się u Szlagi z nieprzeciętnym poczuciem zdrowego dystansu do świata.
-Alek Hudzik, krytyk sztuki

Radek Szlaga próbuje znaleźć źródło, wulkan, z którego wypływa gęsta magma majaczących mu się przedziwnych przedstawień. Są one na tyle natrętne i zarazem frapujące, że niezwłocznie chce je przelać na płótno, wyrzucić z siebie, zmaterializować, „zobaczyć na zewnątrz”. Znaczenie pojawia się dopiero później, na etapie warsztatu malarskiego, tworzenia kompozycji, narracji czy historii.
-Anna Czaban, kuratorka, fragment tekstu z wystawy w Galerii Arsenał w Białymstoku


Radek Szlaga
Milenium
Kuratorka: Marta Kudelska
Wernisaż 7 marca 2014 roku, godzina 18.00
Wystawa potrwa do 18 kwietnia 2014 r.


Kryjówka Szlagi | OBIEG | Emanuela Kuziel
OKO, MAŁY GŁÓD I MAPA, CZYLI PAMIĘCIOLOGIA RADKA SZLAGI | artPAPIER | Zuzanna Sokołowska
Radek Szlaga – Constantly in Motion | Contemporary Lynx | Dobromiła Błaszczyk


Visit Us On FacebookVisit Us On TwitterVisit Us On PinterestVisit Us On LinkedinVisit Us On Google PlusVisit Us On YoutubeCheck Our Feed